Powrót do perfum

w kategorii

Cztery lata milczenia na blogu, prawie dwa lata milczenia na Instagramie — przyznaję się, wciągnęła mnie ta cisza. Ale stało się: oto mój powrót do perfum.

No, OK — „powrót do perfum” to nazwa robocza i trochę naciągana. Tak naprawdę nigdy daleko od nich nie odeszłam i te cztery lata to nie była przerwa od perfum w pełnym tych słów znaczeniu. Perfumy towarzyszyły mi na co dzień, tak jak wcześniej, poznawałam nowe zapachy i tak dalej… Ale mniej. Nie pisałam o nich, nie robiłam zdjęć, rzadko udzielałam się w mediach społecznościowych.

Trzymałam od świata perfum bezpieczny dystans (o ironio, czy „bezpieczny dystans” to nie motto tych kilku minionych lat?). Bezpieczny od nadmiaru wrażeń, nadmiaru bodźców w mediach społecznościowych, nadmiaru wydatków.

Przystanęłam gdzieś na uboczu i na tym uboczu całkiem mi dobrze — nie obawiam się, że coś przegapię. Nowości, wpisy, zdjęcia, ogłoszenia… Śledzę je w swoim tempie, wybiórczo, pewnie wiele mnie omija, ale w końcu zaczęłam odnajdywać w perfumach na nowo przyjemność, a nie (narzucony sobie samej) obowiązek.

Perfume is (in) my cup of tea  — kubeczek z herbatą z paryskiego butiku Teo Cabanel i perfumy marki
Kubeczek z (aromatyczną) herbatą z paryskiego butiku Teo Cabanel otoczony przez perfumy marki. Z tego wyjazdu wróciłam z zestawem próbek oraz flakonami Je Ne Sais Quoi i Café Cabanel.

Pusta przestrzeń po perfumach

W tej całej perfumowej ciszy brakowało mi jednak przestrzeni na kreatywność i wymianę wrażeń.

Zaglądam więc na Instagram trochę częściej i aktywniej, postanowiłam też odgruzować blog i od czasu do czasu zrobić jakieś zdjęcia, napisać tu parę zdań.

Może nawet uda mi się zrobić to częściej niż raz na cztery lata?

Perfumy Christian Dior - flakonik vintage w muzeum Diora (La Galerie Dior w Paryżu) w Paryżu
Perfumy marki Dior w wersji vintage, na zdjęciu jeden z eksponatów w paryskim La Galerie Dior

Na nowo cieszy mnie układanie flakoników w kompozycje na fotografiach, wymyślanie koncepcji zdjęć, szybkie spisywanie wrażeń z testów i skojarzeń: z filmami, obrazami, muzyką, miejscami i nastrojami. Czucie perfum duszą czy czymś takim, nazwijcie to jak chcecie — doświadczanie ich inaczej niż tylko nosem i skórą. Spotkanie z tym ich magicznym pierwiastkiem.

(Ale muszę przyznać, że sporo frajdy — idącej ręka w rękę z lekką frustracją — mam też z zabawy z nowym szablonem bloga.)

Zmiany w kolekcji perfum

Czy wiele się zmieniło w mojej kolekcji perfum przez te kilka lat? Chyba nie. Bez niespodzianek i rewolucji. Kilka zapachów poszło w świat, kilka przybyło. Mam mniej próbek, bo kupuję je rozważniej, ale więcej zestawów (discovery sets).

Perfumy z podróży — nowy zwyczaj

Perfumy przywożę głównie… z podróży. To już moja mała tradycja.

Odwiedzając nowe (i nie tylko nowe) miejsca, staram się odwiedzić lokalne perfumerie i butiki miejscowych marek. Tak więc w Paryżu byłam m.in. w butikach Teo Cabanel czy Parfums Dusita, we Florencji m.in. w muzeum Lorenzo Villoresi i butiku Santa Maria Novella, w Rzymie w butikach Laboratorio Olfattivo i Pro Fvmvm Roma…

Santa Maria Novella - przy wejściu do butiku we Florencji
Wnętrze butiku Santa Maria Novella we Florencji.
Santa Maria Novella - przy wejściu do butiku we Florencji
Bardzo podobał mi się ukwiecony sufit!

Zapachy (najczęściej zestawy próbek, czasem małe flakoniki), które wracają ze mną do domu z takich wycieczek, mają dla mnie szczególny urok. Te szklane buteleczki niosą w sobie nie tylko pachnący płyn, ale i sporo wspomnień. I choć czasem ciężko upchać je w bagaż podręczny — warto.

Jakie perfumy noszę najczęściej?

Gust też mi się nie jakoś specjalnie zmienił. Może jeszcze częściej sięgam po zapachy lekkie i… hmm, przejrzyste. Jednak niekoniecznie mydlane, bo często też drzewne (polubiłam bardziej sandałowiec), ale mające w sobie pewną nieco abstrakcyjną czystość.

Z drugiej strony, pojawiło się też u mnie kilka otulaczy. Pachnideł na długie wieczory, deszczowe dni i tego typu okazje. To zapachy przede wszystkim ciepłe i miękkie, a nie wieczorowe w tym sensie, że mocne.

Trzymam się zasady, że to ja noszę perfumy, a nie one mnie.

Coraz łatwiej rezygnuję z perfum mocnych, zawłaszczających sobie przestrzeń, „wystawnych” (m.in. Nasomatto Nudiflorum, w których byłam zakochana po uszy). Rzadko sięgam też po zapachy bardzo słodkie czy mocno kwiatowe. Trochę mniej u mnie cytrusów.

A co u Ciebie słychać… i czuć?

Uff… To chyba tyle. Wcale nie tak dużo jak na cztery lata, prawda?

A co u Was? :)

Nie wiem, czy ktoś tutaj jeszcze zagląda — i chyba nawet szczególnie na to nie liczę po takiej przerwie. To cena za komfort prowadzenia (lub, jak u mnie ostatnio, nieprowadzenia) bloga po swojemu i dla siebie i gotowa jestem ją zapłacić. Ale jeśli, jakimś zrządzeniem losu, jesteś tutaj — daj znać, co u Ciebie! Chętnie dowiem się, czym pachniesz, jakie perfumy nosisz najczęściej, jakie ostatnio Cię zauroczyły.


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *