Carat to nowy pillarowy zapach marki Cartier i czuć w nim jej DNA — to elegancka kompozycja, która nie płynie z prądem. Choć nie jest wyniosła ani trudna, ma w sobie coś, co czuję we wszystkich pachnidłach Cartiera: dorosłość.

Jak to jest, że nawet kiedy Cartier tworzy perfumy kwiatowe i na zdjęciach promocyjnych umieszcza młodą dziewczynę, to w samym zapachu czuć jakąś taką typową dla Cartiera dojrzałość? Co kryje ten tajemniczy uśmiech dziewczęcia z plakatu? Czy to jedna z tych dziewczyn, które w tramwaju czytają wiersze? Być może…

Nie narzekam, bynajmniej. Ta dorosłość to bowiem dla mnie znak rozpoznawczy tej marki, a więc i tutaj — w Carat — mamy nie jakieś tam zwykłe wiosenne kwiatki skąpane w słońcu i porannym deszczu, a kryształowe kwiaty. Choć może jednak te kwiatki są całkiem zwykłe, a całą magię robi odbijające się od szklistych powierzchni światło? Tak czy inaczej, nie są to perfumy dla podlotków, a raczej coś w sam raz dla młodych kobiet. I dla tych starszych kobiet też, jeśli kochają się w kwiatach, lecz niekoniecznie w woniach przytłaczających.

Cartier Carat

Cartier Carat został stworzony jako „oda do światła”, kwiatowa oda do światła. Przeplata się w nim wiele kwiatowych nut, których wspólnym mianownikiem jest lekkość.

Kwiatowy kalejdoskop

Cartier Carat to obfity bukiet kolorowych kwiatów w kryształowym wazonie — w pełnej światła kwiaciarni, której bajeczne wnętrze kusi przechodniów przez wielką, szklaną witrynę.

„Carat jest dla mnie zapachową odą do światła”, powiedziała Mathilde Laurent, autorka tej kompozycji. I muszę przyznać, że ujęła jej ducha całkiem zgrabnie. Dodałabym tylko, że to kwiatowa oda do światła. Chociaż kwiaty te są zauważalnie lżejsze niż w innych perfumowych kwiaciarniach — Calvin Klein Eternity, Estée Lauder Pleasures czy Guelain Idylle — są porównywalnie intensywne. Jest ich tutaj mnóstwo. Prawdziwe zatrzęsienie chłodnych, świetlistych kwiatów.

W skład zapachu wchodzi siedem kwiatowych nut, symbolizujących kolory rozszczepionego światła — inaczej mówiąc, kolory tęczy. Od fioletu po czerwień są to kolejno: fiołek, irys, hiacynt, ylang-ylang, żonkil, wiciokrzew i tulipan. Migoczą, przeplatając się ze sobą niczym szkiełka w kalejdoskopie.

Cartier Carat

Na kompozycję składają się nuty siedmiu kwiatów. To fiołek, irys, hiacynt, ylang-ylang, żonkil, wiciokrzew i tulipan, symbolizujące poszczególne kolory tęczy, od fioletu po czerwień.

Historia pewnego bukietu

W otwarciu Carat błyszczy ciepłym światłem wiosennego, może nawet letniego poranka. Czy to możliwe, że czuję tutaj słodkawy sok z dojrzałej cytryny? Cytrynową gumę rozpuszczalną lub miękki krem z cytrynowej tarty? To krótka chwila, trwa zaledwie parę minut, kiedy to jednoznacznie kwiatowe pachnidło jest odrobinę słodkie i… wakacyjnie leniwe. Ta subtelna, ulotna owocowa otoczka opływa głównego bohatera całej tej sztuki: hiacynta. To hiacynt bowiem najczęściej pcha się na mej skórze na pierwszy plan, a o tę miłą słodycz posądzam wiciokrzew.

W sercu zaś hiacynt brata się z żonkilem, tulipanem i lilią. Czuć ich zielone, wilgotne łodyżki i czuć drobny pyłek, który pokrywa ich płatki. Unosi się nad nimi niczym chmurka, nadając woni nieco bardziej pudrowy charakter. Lecz tylko na chwilę — w bazie pyłek znika, jakby zdmuchnięty porywem nagłego wiatru. Czyżby ktoś dał się skusić i wstąpił do tej naszej pełnej światła kwiaciarni?

Baza jest mniej pudrowa, mniej wilgotna, mniej przestrzenna. Zupełnie jakby ten wielobarwny bukiet rozgościł się już w wazonie na dobre, wygodnie się w nim rozsiadł. Kwiatowy gwar cichnie, nuty cichną i panuje pośród nich harmonia. Tu, w bazie, Carat wydaje mi się najlżejszy, najczystszy, najspokojniejszy.

Cartier Carat

Carat powinien spodobać się wielbicielkom zapachów Calvin Klein Eternity, Estée Lauder Pleasures czy Guelain Idylle, które poszukują lżejszej wersji swoich ulubieńców. Polubią go też fanki Baiser Vole.

Pomiędzy zimą a wiosną

Jeszcze niedawno myślałam, że Cartier Carat to zapach typowo wiosenny. Ewentualnie — letni. Do czasu, kiedy przetestowałam go kilka razy zimą. Okazało się, że gdy za oknem trzaska mróz, on dalej pachnie świetnie. Inaczej, ale wciąż przyjemnie. W wyższych temperaturach wydawał mi się łagodniejszy: to ciepłe, słodkawe otwarcie trwało dłużej, serce było jeszcze wilgotniejsze, w tej całej kwiaciarni było nieco duszniej. Tymczasem w chłody i Carat robi się jakiś chłodny, zaklęte w nim kwiaty zwijają płatki, jakby chroniąc się przed zimnem. I pomiędzy kwiatami robi się luźniej. Światło nie pada już tylko z góry, od słońca, lecz także odbija się od śniegu. I jeśli miałabym tę zimową odsłonę tej kompozycji określić jednym słowem, napisałabym: przebiśnieg. Kwiat na śniegu, zapowiadający wiosnę.

Jeszcze słówko o parametrach: aromat niesie się mniej więcej na odległość ramienia, a trwałość oceniam na około 6-7 godzin.

Jeśli lubisz zdecydowanie kwiatowe zapachy, musisz poznać Carat. Myślę, że polubią go też wielbicielki innych pachnideł marki Cartier, szczególnie perfum z linii Baiser Vole. Tutaj także jest obecna lilia, wprawdzie w znacznie mniejszym stężeniu — sam klimat jest jednak podobny. Ten zapach jest bardzo Cartier.

 

Nuty zapachowe: fiołek, irys, hiacynt, ylang-ylang, żonkil, wiciokrzew, tulipan

Nos: Mathilde Laurent

Rok: 2018

 

Znasz już Cartier Carat? Podobają Ci się kwiaty w takim wydaniu?