Chanel Gabrielle to perfumy poświęcone założycielce marki, zanim stała się słynną Coco. Młodej kobiecie, która zdecydowała, kim chce być — i została właśnie tą osobą. Nie szukaj w nich jednak uporu Gabrielle Chanel, ten zapach nie jest ani trochę zadziorny, ani buntowniczy. Jest pełen słońca.
I chyba dzięki tej swojej świetlistej prostocie pachnidło zyskało rzesze wrogów, pomstujących na markę Chanel. Mam wrażenie, że część z nich to osoby żyjące przeszłością, które przespały kilka lub kilkanaście ostatnich pachnących premier tego domu mody. Otóż to nie jest drugi No. 5, a Chanel prawdopodobnie nawet nie próbuje go stworzyć. Marka od dłuższego czasu trzyma się kierunku perfum eleganckich, ale bezpiecznych — i taka właśnie jest Gabrielle. Jeśli lubisz Allure (edt) i Chanel No. 5 L’eau, daj jej szansę. Jest podobnie jasna, świeża i nieinwazyjna. Jeśli takie zapachy to nie Twoja bajka, ten raczej nie zmieni Twojego zdania.
Ja bardzo polubiłam ten zapach, choć nie będę udawać, że jest ambitny jak młoda Coco. Nie jest, ale jest przyjemny i zmieszany całkiem dobrze. Optymistyczny i zachowawczy, świetnie sprawdzi się w roli perfum na co dzień, które nikomu nie przeszkadzają. Czy jest wart swojej ceny? Cóż, tak samo, jak większość przedmiotów z luksusową metką — jest jej wart, jeśli ktoś jest gotów ją zapłacić. Kupując produkt Chanel, płacisz za produkt Chanel, a nie za sam produkt. Nie inaczej jest w tym przypadku.
Dwie twarze Gabrielle
Olivier Polge, komponując Gabrielle, chciał stworzyć idealny biały kwiat — by go uzyskać, połączył ze sobą nuty tuberozy, ylang-ylang, jaśminu i kwiatów pomarańczy. Dodał do nich cytrusową skórkę z grejpfruta i mandarynki, kropelkę soku z czarnej porzeczki oraz białe piżmo i nieco sandałowca. Efekt jest lżejszy, niż sugerowałyby wymienione wyżej składniki. Kwiat, który Polge wyczarował, pachnie grejpfrutem, jasnym piżmem i miękkimi, kremowobiałymi płatkami bliżej nieokreślonej rośliny. Nie jest ani egzotyczny, ani zmysłowy jak te, które rzekomo się na niego splatają. Jest… młodzieńczy, nieco nieśmiały i naiwnie optymistyczny.
Jak się okazuje, nawet tak nieskomplikowane perfumy mogą mieć więcej niż jedną twarz. Chanel Gabrielle pachną na mnie inaczej, gdy temperatura wzrasta powyżej 15 stopni Celsjusza, inaczej — gdy jest chłodniej. W ciepłe dni z początku dominuje w nich cierpki, ale słoneczny grejpfrut, a z czasem przeradzają się w blady bukiet delikatnych kwiatów osnuty mgiełką kosmetycznego piżma. Z kolei w zimne dni nabierają herbacianej barwy, podobnej do tej z Hermès Jour d’Hermès. Są głębsze, bardziej esencjonalne i, co ciekawe, dłużej trzymają się skóry. W otwarciu pojawia się dodatkowo mandarynka, a w bazie sandałowiec. Kwiaty budujące serce są skąpane w ciepłym i miękkim świetle zachodzącego słońca.
Spotkałam się z opiniami, że trwałość tego pachnidła jest mizerna i w zasadzie jestem skłonna w to uwierzyć, choć sama tego zdania nie podzielam. Na mnie bowiem w najgorszym przypadku czuć je 5 godzin, w najlepszym — 8 godzin. Muszę jednak nadmienić, że mnie więcej tak samo długo trzymają się mnie uchodzące za równie nietrwałe Chanel No. 5 L’eau i Chanel Chance Eau Tendre. Chyba po prostu dogadują się z moją skórą.
Jedna twarz Kristen Stewart
Nie mogę przemilczeć kwestii ambasadorki promującej Gabrielle, czyli Kristen Stewart. Oględnie mówiąc, ma ona opinię aktorki jednej twarzy i, złośliwie mówiąc, może dlatego tyle osób widzi ją tylko w jednej roli i nie jest to rola muzy Chanel. Zblazowana buzia głównej bohaterki Zmierzchu chyba jeszcze długo nie zostanie Kristen zapomniana, a jej niechlujny styl bycia po godzinach wcale w tym nie pomaga. Ale odłóżmy na chwilę na bok to, kim jest po pracy i to, że Bella była beznadziejna (jak wszystko inne, co się tyczy tej nieszczęsnej trylogii). W Śmietance towarzyskiej Woody’ego Allena wypadła lepiej, a gdy zadba o nią sztab profesjonalistów — wyróżnia się na korzyść na tle jednakowych hollywoodzkich gwiazdek spod tego samego skalpela. Może po prostu przemawia przeze mnie niechęć do sztucznych uśmiechów ze srebrnego ekranu, ale panna Stewart podoba mi się w kampanii promocyjnej tych perfum.
Choć pewnie nawet lepiej sprawdziłaby się piękna Audrey Tautou, która zresztą zagrała młodą Gabrielle w Coco Chanel (oryg. Coco avant Chanel, czyli Coco przed Chanel). Ona jednak miała już swoje pięć minut u marki, występując w reklamie klasyka Chanel No. 5…
Nuty zapachowe: kwiat pomarańczy, skórka mandarynki, skórka grejpfruta, czarna porzeczka, ylang-ylang, jaśmin, białe piżmo, tuberoza, sandałowiec
Nos: Olivier Polge
Rok: 2017
A co Ty sądzisz o Chanel Gabrielle?
Dodaj komentarz