Czym w ogóle jest signature scent? Czy to perfumy, które odzwierciedlają Cię na tyle dobrze, że chcesz się nimi podpisać? Czy to perfumy, których używasz tak często, że zaczęły być z Tobą kojarzone? Może jedno i drugie?
Jeśli miałabym wybrać swój signature scent, zaczęłabym poszukiwania od perfum, z którymi się w jakiś sposób utożsamiam. Od takich, przez które mogę jakoś wyrazić swoją osobowość. Intuicyjnie sięgam po zapachy tajemnicze, trochę mroczne, niezbyt głośne. Lubię, gdy perfumy są aksamitne, miękkie i otulające. Lubię zapadać się w nie jak w fotel, zatapiać się w nich jak w grubym swetrze, owijać się nimi jak długim szalem. Ale wcale nie muszą być ciężkie ani przytłaczające, nawet lepiej, jeśli takie nie są — to byłoby zbyt oczywiste. Sporo wymagań, prawda? Może właśnie dlatego wciąż jeszcze nie odnalazłam swojego zapachowego podpisu…
I że cię nie opuszczę…
Są jednak osoby, które odnalazły perfumową miłość swojego życia. No, może czasem zdarza im się spróbować innych perfum. Flirtują z zapachami, które wpadną im w nos na kimś, w ucho z opisu, czy w oko w reklamie. Rzadko wywiązuje się z tego romans, jeszcze rzadziej nowa miłość. Przelotne fascynacje, zakończone najczęściej co najwyżej próbką innych perfum, zwykle mają ten sam finał: powrót do tego jedynego. Związki z perfumami są prostsze niż z ludźmi, więc on za każdym razem wybacza bez mrugnięcia okiem, a potem żyją długo i szczęśliwie.
Znasz kogoś, kto od lat używa jednych perfum? Kogoś, kto kupuje buteleczkę za buteleczką, nie myśląc nawet o zmianie zapachu? Ja chyba nie, ale ponoć tacy ludzie istnieją. I chwilami nawet im zazdroszczę tej żelaznej konsekwencji (a przez resztę czasu współczuję monotonii).
Seryjni monogamiści
Seryjna monogamia to chyba najczęstsza postawa wśród moich znajomych. Znajomych nie-perfumoholików, rzecz jasna. Oczywiście, zwykle jest to wynikiem sytuacji finansowej albo stosunku do wydawania pieniędzy na tę konkretną formę zbytku. Często ktoś może lub decyduje się pozwolić sobie tylko na jeden flakon perfum na raz, a resztę perfumowych potrzeb zaspokaja próbkami. Wybiera zapach, nosi go z konsekwencją (lub małymi odstępstwami), a potem szuka nowych wrażeń. Może z nudów? Może dlatego, że ma wiele perfumowych pragnień, a nie wszystkie może spełnić od razu? Może zapach przestaje się podobać, może zaczyna się źle kojarzyć?
Wydaje mi się, że do grupy seryjnych monogamistów często zaliczają się osoby, które mocniej niż ze sobą kojarzą zapachy z innymi osobami, z miejscami, z sytuacjami życiowymi. Kiedy rozchodzą się ich drogi z drugimi połówkami, z firmami czy miejscami zamieszkania, albo nawet ze stylem ubierania się — rozchodzą się i z perfumami, które są z nimi powiązane. Te perfumy zaczynają należeć do zamkniętego rozdziału.
Zdarzyło Ci się porzucić jakiś zapach dlatego, że zaczął Ci się kojarzyć z czymś, o czym wolisz nie pamiętać? Moja pamięć, na szczęście, rzadko przechowuje zapachy związane z negatywnymi przeżyciami. W zasadzie mam tylko jeden taki zapach, który budzi we mnie strach — ale nie jest to zapach perfum. Perfumy z reguły kojarzą mi się z bliskimi ludźmi, z pięknymi miejscami, z przyjemnymi sytuacjami… lub neutralnie.
Perfumowa poliamoria
To chyba o większości z nas, miłośników perfum, prawda? Gdy ktoś kocha muzykę, nie kocha jednej piosenki. Gdy kocha sztukę, nie kocha jednego obrazu. Dlaczego ktoś, kto kocha perfumy, miałby kochać jeden zapach?
Wyobrażam sobie, że jedne perfumy można kochać bardziej niż inne. W końcu i niektórzy najbardziej zagorzali amatorzy zapachów deklarują, że mają swój signature scent. Tylko czy inni o tym wiedzą, że to właśnie te konkretne perfumy to ich zapachowy podpis, skoro z rozmiłowaniem noszą wiele innych woni? I czy w ogóle inni muszą o tym wiedzieć? Czy signature scent jest dla innych, czy dla nas? Nie zdziwiłaby mnie wcale sytuacja, gdyby ktoś posiadający kilka różnych flakonów w kolekcji za swoją pachnącą sygnaturkę uważał inne perfumy, niż przypisuje do niego jego otoczenie. Dajmy na to, ja za swój olfaktoryczny podpis uważałabym The Vagabond Prince Enchanted Forest, ale mój w pamięci zapachowej mojego męża byłabym zapisana jako pachnąca Montale Aoud Night. Równocześnie moi rodzice, współpracownicy czy znajomi, mogliby mnie kojarzyć z jeszcze innymi zapachami (i to różnymi).
W przypadku miłości do perfum ogółem, kwestia zapachowego podpisu się komplikuje. Czy mówienie o nim jest jeszcze w ogóle zasadne?
Kobieta zmienną jest
A nawet jeśli kochałabym tylko jeden zapach, jak długo trwałaby ta miłość? Nie stoję w miejscu, rozwijam się, zmieniam. Mam swoje humory i zachcianki. Czasem mam ochotę założyć małą czarną i elegancki płaszcz, czasem jeansy i t-shirt. Czasem wybieram złotą biżuterią, czasem srebrną, a czasem — żadną. Czasem noszę włosy spływające kaskadą poetyckich fal, kiedy indziej zwinięte w niedbały koczek, a czasem wcale się nad tym nie zastanawiam. Jestem konsekwentnie niekonsekwentna, a za swoje wielkie osiągnięcie uważam zminimalizowanie chaosu w szafie i kolekcji perfum do ograniczonej liczby opcji, tych najmojszych. I jak w tym wszystkim miałabym kochać tylko jedne perfumy?
Z tego samego powodu — zmienności — raczej nie łączę ludzi i perfum w relacje jeden do jednego. Osoby, które znam na tyle dobrze, by w ogóle nawiązać z nimi zapachową więź, najczęściej kojarzę z kilkoma zapachami. Zmieniają się oni, zmieniają się sytuacje, zmieniają się wybierane przez nich perfumy. Chyba tylko moja przyjaciółka kojarzy mi się z jednym, jedynym zapachem: zapachem zielonej herbaty, ale i tak może to być zapach zielonej herbaty, zamknięty w dowolnych perfumach z tą nutą przewodnią.
O moich związkach z perfumami wiesz już wszystko, a jaka jest Twoja historia?
Dodaj komentarz