Paryż: miasto zakochanych i miasto, w którym zakochane są miliony ludzi na świecie. Niedawno byłam tam po raz pierwszy i, co tu kryć, dołączyłam do grona osób nim oczarowanych. Mogłabym po prostu opowiedzieć, które perfumerie odwiedziłam i jakie zapachy podobały mi się najbardziej, ale to byłoby za proste, prawda? Dlatego postanowiłam napisać o tym, jak pachnie… sam Paryż.

Rozmyślając na temat pachnącego profilu stolicy Francji, przypomniałam sobie o pewnej artystce i naukowcu w jednym. Sissel Tolaas, bo o niej mowa, sporą część swojej pracy poświęciła właśnie zapachom miast, tworząc projekt City SmellScape (w ubiegłym roku odwiedziła z nim zresztą Polskę, prezentując zapachowy profil Berlina). W 2003 roku na warsztat wzięła Paryż. Przez 6 miesięcy badała, co pachnie gdzie i jakie informacje ze sobą niesie, a próbki zapachów skrzętnie zamykała — oczywiście z wykorzystaniem odpowiednich metod — w blaszanych puszkach. Powstała z tego mordercza mieszanka, złożona między innymi z woni psich odchodów, papierosowego popiołu czy metalicznej krwi z zakładów rzeźniczych. Przypomina mi to opis XVIII-wiecznego Paryża z Pachnidła Patricka Süskinda:

„W epoce, o której mowa, miasta wypełniał wprost niewyobrażalny dla nas, ludzi nowoczesnych, smród. Ulice śmierdziały łajnem, podwórza śmierdziały uryną, klatki schodowe śmierdziały przegniłym drewnem i odchodami szczurów, kuchnie – skisłą kapustą i baranim łojem; w nie wietrzonych izbach śmierdziało zastarzałym kurzem, w sypialniach — nieświeżymi prześcieradłami, zawilgłymi pierzynami i ostrym, słodkawym odorem nocników. Z kominów buchał smród siarki, z garbarni smród żrących ługów, z rzeźni smród zakrzepłej krwi.”

— Patrick Süskind, Pachnidło. Tłumaczenie Małgorzata Łukasiewicz.

Paryż z perspektywy nosa

Widok na wieżę Eiffla ponad dachami Paryża, z Centre Georges Pompidou.

Paryż z perspektywy nosa

Widok na wzgórze Montmartre.

Jak Paryż pachnie naprawdę?

Choć Tolaas przyznaje, że nie przepada za Pachnidłem, trudno nie zauważyć, że ta książka i jej twórczość mają ze sobą coś wspólnego, mianowicie podejście do zapachu. Z równą uwagą studiują zapachy uznawane za piękne i te, które większość z nas zgodnie nazwałaby smrodem. Ale czy Paryż rzeczywiście pachnie tak, jak twierdzi Tolaas? Jak możemy dowiedzieć się z tekstu Susie Rushton dla The New York Times, sama artystka ledwie znosi swój paryski pejzaż zapachowy, więc jakim cudem udaje się to setkom tysięcy ludzi, spacerujących każdego dnia ulicami tego miasta? Zamierzona prowokacja mimo wszystko się udała.

Szukałam dalej, aż znalazłam bliższą mi perspektywę. Pod koniec ubiegłego roku Kate McLean, doktorantka i projektantka zainteresowana szczególnie miejskimi zapachami i stojącymi za nimi historiami, opublikowała pracę pt. Smell Map Narratives of Place—Paris. Podzieliła w niej Paryż na 14 obszarów. Każdemu z nich przypisała charakterystyczny dla niego zapach, następnie poprosiła respondentów o „doklejenie” na samoprzylepnych karteczkach swoich skojarzeń i wspomnień do wybranych przez siebie zapachów. W ten sposób powstała wyjątkowa, zapachowo-emocjonalna mapa Paryża.

Paryż z perspektywy nosa

Przypadkowe ujęcie przypadkowej paryskiej ulicy.

Paryż z perspektywy nosa

Przy Placu Saint-Michel.

Papierosy, metro i deszcz

W kolejności od najbardziej do najmniej popularnego wśród respondentów, 14 zapachów wskazanych przez McLean to: Gauloises (marka papierosów), kawa, ser, wino, stek, stęchłe piwnice, parkiet, perfumy, kwiaty, farby olejne, deszcz, studzienki kanalizacyjne, chleb, mocz. Moje nosowe obserwacje są dość podobne. Pieczywo i kawę czuć w Paryżu od rana, to ich zapachem miasto budzi się do życia. Wschód słońca śmierdzi moczem i wodą, którą spłukiwany jest z ulic do studzienek kanalizacyjnych, potem jest już tylko przyjemniej. Kwiaty i perfumy czuć podczas spacerów, farby olejne i parkiety czuć w muzeach. Steki — w porze lunchu, a wino i papierosy pod wieczór, kiedy Paryżanie spotykają się w kafejkach. Deszczu nie czułam zbyt wiele, bo mój wyjazd przypadł na czas upałów. Raz jednak deszcz złapał mnie w Jardin des Tuileries, a właśnie tej okolicy McLean przypisała zapach deszczu. Uroczy zbieg okoliczności! Nie przypominam sobie tylko zapachu stęchłych piwnic, ale innego rodzaju podziemi — owszem.

Zapach stacji metra był bardzo charakterystyczny: wilgotny, zimny, brudny, nieco metaliczny i czasem nieprzyjemny. Ale to w podziemiach metra najczęściej czułam perfumy, mijając kogoś w pośpiechu na peronie lub wspinając się po schodach w stronę wyjścia. Nieraz wystarczył lekki podmuch, a docierał do mnie aromat perfum idącej przede mną osoby. Poza wymienioną wyżej czternastką woni, zapamiętałam też zapach rosnących wzdłuż ulic drzew, rozłożonych na chodnikach straganów z owocami i warzywami, asfaltu i unoszonego wiatrem piasku czy wody parującej ze świeżo podlanych kwiatów. Zapamiętałam też oczywiście zapachy z perfumerii, a na brak tychże w Paryżu narzekać nie można.

Paryż z perspektywy nosa

Kwiaty, jeden z uroków Paryża. Na zdjęciu: ogródek przy schodach kościoła de la Madeleine.

Paryż z perspektywy nosa

Hortensje w hotelowym patio.

W gmachu Guerlain

Przyznaję, nie odwiedziłam wielu perfumerii. Do Paryża wybrałam się wraz ze świeżo upieczonym mężem w podróż poślubną, a nie na zwykłe wakacje, perfumerie nie były więc moim priorytetem. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie odwiedziła przynajmniej paru. Nie mogłam na przykład darować sobie wizyty w butiku Guerlain przy Champs Élysées. Zakochałam się w nim już od progu.

Parter ma charakter stricte butikowy, za to piętro… to zupełnie inna historia. Jestem przekonana, że zrobiłoby wrażenie na każdym wielbicielu perfum, niezależnie od tego czy jest fanem estetyki złotego przepychu, czy nie. W głównej części znajduje się spory stojak w kształcie kwiatu lotosu, na którego płatkach ustawione są zapachy z aktualnej oferty Guerlain, a najlepsze jest to, że wszystkie z nich można swobodnie testować. Na bocznych ścianach głównego pomieszczenia wyeksponowane są m.in. unikatowe flakony z limitowanych edycji. Wśród nich — l’Abeille de Guerlain, wielka pszczoła z kryształu Baccarat.  Tuż obok znajduje się mniejszy pokój, przeznaczony na prywatne konsultacje. Jego ściany zdobią rzędy charakterystycznych buteleczek w pszczółki, których łącznie jest ponoć 500.

Paryż z perspektywy nosa

Ekspozycja w kształcie kwiatu lotosu w butiku Guerlain.

Paryż z perspektywy nosa

Fragment jednej ze ścian z flakonami w guerlainowskie pszczółki.

Wśród wód kolońskich

Kolejnym miejscem, które przypadło mi do gustu, był butik Atelier Cologne. Klimat zgoła odmienny od ozłoconych komnat Guerlain, o wiele mniej elitystyczny, a wręcz całkiem casualowy. Sklep wita gości otwartymi drzwiami, przed którymi stoją drewniane stoliki z testerami perfum. Załoga? Zamiast sztabu uroczych dziewcząt w eleganckich żakietach, mężczyzna w średnim wieku w koszulce polo i pies. To miejsce, w którym można uciąć sobie miłą pogawędkę i dowiedzieć się paru ciekawostek na temat oferowanych przez markę zapachów. Serce zabiło mi mocniej do tegorocznej premiery, Oud Saphir.

Z ciekawością odwiedziłam też butik Jo Malone. Nie miałam wcześniej okazji poznać zapachów tej marki, a kilka zwróciło moją uwagę: Pomegranate Noir, Wood Sage & Sea Salt, Velvet Rose & Oud, Lime Basil & Mandarin i Earl Grey & Cucumber. Zwiedziłam także muzeum perfum Fragonard, ale nie ukrywam, że spodziewałam się instytucji znacznie większej. Więcej czasu spędziłam chyba w znajdującym się na parterze sklepie, wybierając pachnące pamiątki, niż zapoznając się z muzealnymi eksponatami.

Paryż z perspektywy nosa

Pachnące pamiątki z Paryża.

A skoro o pachnących pamiątkach mowa… Przywiozłam z Paryża dwie miniaturki Atelier Cologne: Sud Magnolia i Cedre Atlas, kilka próbek zapachów tej marki, mały flakon Jo Malone Earl Grey & Cucumber, zestaw 5 mini wód toaletowych Fragonard i całe mnóstwo blotterów!

 

Znasz Paryż z perspektywy nosa? Jakie paryskie perfumerie ciekawią Cię najbardziej?