Sexy, zmysłowe, podniecające, uwodzicielskie, na randkę — to chyba najczęściej poszukiwany typ perfum. Niby nic dziwnego, w końcu pachnidła od wieków postrzegane są jako sojusznicy w walce o zainteresowanie obiektu westchnień. Czy naprawdę mają taką moc, jaką im przypisujemy?
Perfumy drugiej połówki pociągają w początkowych fazach zauroczenia, denerwują w końcowych, dręczą po rozstaniach. To całkiem dużo jak na coś, czego w ogóle nie widać, prawda?
Codziennie tysiące osób szukają zapachu, który doda im tego czegoś, czemu nie można się oprzeć. Tylko jak go znaleźć? Czy lepiej szukać wśród bestsellerów, kierując się logiką (czyli: jeśli jakieś perfumy podobają się tylu ludziom, to szansa, że spodobają się tej właściwej osobie, jest większa), czy może lepiej szukać woni tak wyjątkowej, jak naturalny i niepowtarzalny aromat naszego ciała (tylko lepszy)? I czy w ogóle jest na to jedna odpowiedź?
Perfumy to nie wszystko
Jeśli zaglądasz na mój blog regularnie, pewnie wiesz już, że niemal dostaję wysypki w reakcji na określenie „sexy perfumy”. Po pierwsze: wolę inne przymiotniki od wyświechtanego słówka sexy. Po drugie: myślę, że łatwiej spotkać jednorożca niż perfumy, które skuszą każdego. Po trzecie: nie wierzę, że perfumy załatwiają sprawę. Jeśli Ty nie masz tego czegoś, żaden zapach Ci tego nie doda. To nie proteza charyzmy.
Ale jeśli masz to w sobie, właściwy zapach z pewnością to podkreśli.
Skoro zapach to nie wszystko, dlaczego tak wiele osób kieruje się domniemanym gustem potencjalnego partnera, a nie własnym? Czy to nie głupie zgadywać, co lubi, skoro można wybrać coś, w czym sami czujemy się dobrze? Rozumiem sięganie po perfumy, które podobają się osobie, z którą jesteśmy w związku — zwyczajnie po to, by sprawić jej przyjemność. Jednak szukanie perfum, które zwabią obcą osobę, ma w sobie nutkę desperacji.
Sexy, ale dla kogo?
Jeśli miałabym cokolwiek komuś doradzić w kwestii wyboru kuszących perfum, powiedziałabym: wybierz te, w których Ty czujesz się jak milion dolarów. Nie próbuj pachnieć jak milion dolarów, nikogo nie oszukasz. To tak jak ze szpilkami. Są atrakcyjne tylko na dziewczynach, które potrafią w nich chodzić. Te, które stawiają w nich niepewne kroki, chwiejąc się w kostkach — może i przyciągają spojrzenia, ale znacznie bliższe rozbawienia lub politowania niż zachwytu. Lepiej kroczyć przez świat w trampkach i być sobą, niż udawać kogoś innego w czółenkach na piętnastocentymetrowych obcasach.
I to chyba odnosi się do wszystkich perfum, nie tylko tych, które mają uwodzić…
A jakie perfumy są sexy dla Ciebie? Masz sprawdzony przepis na uwodzenie zapachem? Wierzysz w magiczną moc aromatów, czy tak jak ja sądzisz, że są tylko dodatkiem do kuszącej osobowości? Jestem bardzo ciekawa, co o tym myślisz — daj znać w komentarzu.
Dodaj komentarz