Creed Aventus to zapach klasycznie skrojony, wykonany z najlepszych materiałów, uszyty ze smakiem. Stworzony dla koneserów, dla mężczyzn z klasą, prawdziwych dżentelmenów.
Aventus to perfumy zainspirowane postacią Napoleona Bonaparte. Cesarza, który żył według własnych zasad. Celebrują siłę, wizjonerstwo i dążenie do sukcesu. Jak informuje producent, kompozycję tworzą najwyższej jakości składniki zebrane w różnych miejscach świata przez Oliviera i Erwina Creedów, którzy następnie w swoim francuskim laboratorium stworzyli z nich perfumy w tradycyjny sposób, sięgający początków domu perfumeryjnego Creed, czyli roku 1760. To tyle jeśli chodzi o teorię. A jak z praktyką?
Stylowy jak Sinatra
Aventus rzeczywiście pachnie szlachetnie. Jest mocny. Zaznacza swoją obecność, ale nie jest inwazyjny, nie narusza przestrzeni osobistej innych. Robi wrażenie bez zwracania na siebie zbędnej uwagi. To zapach o męskim charakterze, ale nie stereotypowo męski. Powiedziałabym raczej: dżentelmeński. Świeży, jasny, klasyczny, może nawet ciut zachowawczy. Nie znaczy to jednak, że jest nudny i bez charakteru. Ma silny charakter, tyle że nie ma potrzeby obnoszenia się z nim. Wyobrażam sobie te perfumy jako eleganckiego mężczyznę w nienagannie skrojonym letnim garniturze, siedzącego za kierownicą lśniącego retro-kabrioletu. Kogoś w typie Franka Sinatry.
Anglicy pewnie użyliby określenia mouth-watering, by opisać tę kompozycję. Zapach, że ślinka cieknie — w taki odległy od ideału sposób można oddać to sformułowanie w języku polskim.
Sok z sukcesu
W otwarciu Aventus do złudzenia przypomina słodkawy sok z dojrzałego ananasa. Czuć w nim też rześkie jabłko, porzeczkę i bergamotkę. Ananas i porzeczka zostaną z nami na dłużej, przewijać się będą przez wszystkie etapy kompozycji. Dalej, w sercu, nie wyczuwam zbyt wiele róży ani jaśminu, które według spisu nut powinny się tam pojawić. Raczej chłodną rosę zebraną z ich płatków, która sprawia, że brzoza nie pachnie jak brzoza — jak jasne, wytrawne i suche drewno, ale jak brzoza ze świeżo otartą korą. Taka, na której powierzchni czuć świeżo wydarte z niej soki. Paczula? Ta jest bardzo subtelna. Żadnych piwnicznych, przykrych aromatów. Żadnych czekoladowych niuansów. Po prostu odrobina cienia. Baza jest prosta, drzewno-piżmowa. Wilgotna mchem (coś mi się wydaje, że tu do głosu dochodzi duet mchu z paczulą) i ciut słodka wanilią.
Kiedy Aventus rozwinie się już na skórze na dobre, przypomina mi chwilami Straight to Heaven Kiliana. Może odpowiada za to połączenie szarej ambry i wanilii w bazie obu zapachów? Choć nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś jeszcze — że ukradkiem ktoś wlał do Aventusa kropelkę białego rumu…
Nuty głowy: czarna porzeczka, włoska bergamotka, francuskie jabłko, ananas królewski
Nuty serca: róża, sucha brzoza, marokański jaśmin, paczula
Nuty bazy: piżmo, mech dębowy, szara ambra, wanilia
Twórca: Olivier Creed, Erwin Creed
Rok: 2010
Znasz ten zapach? Jakie męskie perfumy lubisz najbardziej, te klasyczne czy może raczej słodkie albo sportowe?
Dodaj komentarz