Marni by Marni

w kategorii

Marni Marni edp, znana też jako Marni by Marni, to zapach, który musisz poznać, jeśli lubisz różane perfumy z charakterem. Jest szykowny, pieprzny i przestrzenny.

Marni to dla mnie Voleur de Roses od L’Artisan Parfumeur w wersji light. I tu, i tu są ciemne, potargane przez wiatr i deszcz róże, jest chropowatość i jest ciemność. Oba zapachy są dość proste, ale robią spore wrażenie. Nie są do siebie podobne bliźniaczo jeśli o składniki chodzi, ale panuje w nich ten sam deszczowy, ciut ponury i tajemniczy nastrój. O ile Złodziej róż to historia listopadowa, o tyle akcja Marni dzieje się w marcu. Nad głowami zbierają się bure chmury, ziemia jest grząska i mokra, powietrze ostre. Otulasz się cienkim trenczem, który wyciągnęłaś z szafy z tęsknoty za wiosną i z nadzieją na kilka promieni słońca. Poprawiasz apaszkę i, zrezygnowana, rozkładasz parasol nad fryzurą, która już kwadrans temu przestała przypominać uczesanie, które misternie układałaś o poranku, w półśnie. Ech, to wiosna?

Marni by Marni
Akcja Marni edp dzieje się w marcu. Nad głowami zbierają się bure chmury, ziemia jest grząska i mokra, powietrze ostre. Otulasz się (zbyt) cienkim trenczem…

Ostatnia prosta na drodze do wiosny

Marni by Marni to zapach na przedwiośnie. Na dni, kiedy czekasz na słońce, ale pada deszcz ze śniegiem. W przedpokoju beżowy płaszczyk i baleriny proszą się już o spacer, sukienka w groszki wygląda zniecierpliwiona z szafy, pytając, czy to już? Każdego dnia czekasz na autobus zmarznięta, ale szykowna, w botkach i cienkich rajstopach. Przyglądasz się drzewom z radością odnajdując każdy, nawet najmniejszy przejaw wiosny. Widzisz zieleń tam, gdzie jeszcze jej nie ma. Wszędzie szaro, a Ty już w beżu i pachniesz jak przemoczona, przemarznięta i wściekła róża. Jak rozkapryszona, rozczarowana i desperacko potrzebująca czułości róża z Małego Księcia, przerażona tygrysami, które istnieją tylko w jej własnej wyobraźni. Przecież nikt nie bronił Ci ubrać się w puchowy płaszcz, to Tobie roi się wiosna.

Ale kiedy w przerwie na lunch wychodzi na moment słońce, stwierdzasz, że warto było

Marni by Marni
Wszędzie szaro, a Ty już w beżu i pachniesz jak przemoczona, przemarznięta i wściekła róża. Jak rozkapryszona, rozczarowana i desperacko potrzebująca czułości róża z Małego Księcia.

Wyjątkowo uparta róża

Te perfumy mają naturę uparciucha. Niby są dość przejrzyste, niby dość lekkie, niby różane… Ale są w nich świdrujące nuty pieprzu i imbiru, jest wyrazisty kardamon, jest kadzidlany cień i cedrowa, drzewna wytrawność. Wszystko to sprawia, że Marni to zapach trudniejszy, niż może się wydawać. To współczesna kompozycja, nowoczesna, ale głęboka czerwień różanych płatków jest oddechem przeszłości, przyprawiającym o dreszczyk, biegnący wzdłuż karku. Gdzieś czai się tu duch choćby dostojnej królowej kwiatów z Lyric od Amouage.

Wstęp jest przydługi, ale przyjemnie drapie w nozdrza. Kwaśna, ciemna róża i pieprz, garść pieprzu, do tego charakterny imbir. Jest chłodno, ostro, jak we wiosenny poranek z deszczem. Po jakiejś godzinie kompozycja łagodnieje, ociepla się i nieco wysładza. Chwilami róża jest tu niemal herbaciana, otula ją troskliwy, delikatny cynamon. Chowają się razem za cienką zasłoną kadzidła. Powoli pojawia się paczula, która w Marni ma na mnie wyjątkowo czarujące oblicze: w sam raz chłodne, w sam raz mroczne, w sam raz zadziorne i w sam raz czekoladowe. Pozostaje tłem rozmytym, ale wystarczająco wyraźnym, by wieść z różą rozmowę na równych prawach. I piękna, inspirująca ta ich konwersacja.

 

Nuty głowy: bergamota, czarny pieprz, różowy pieprz, imbir
Nuty serca: róża, cynamon, kardamon
Nuty bazy: kadzidło, cedr, wetyweria, paczula

Nos: Daniela (Roche) Andrier

Rok: 2012

 

Znasz Marni by Marni? Podobają Ci się takie uparte, wyraziste róże?

 


Komentarze

11 odpowiedzi na „Marni by Marni”

  1. Ale pięknie opisałaś ten zapach… Twoje zapachowe historie poruszają zawsze jakieś czułe struny we mnie… Wzbijam się na najwyższy poziom rozmarzenia :) I tak, sukienka w groszki, balerinki, mi też to wszystko tak bardzo pasuje do róży.

    Kochana, kiedyś Ci pisałam, że róża mnie nudzi, bo rzeczywiście tak było… Ale teraz, jakoś to wszystko zmierza w drugą stronę i mam wielką ochotę na różane perfumy… Myślę nad La fille de Berlin, i nad Voleur de Roses… ale sama napisałaś, że to ten drugi to zapach raczej jesienny :)
    Ostatecznie pewnie zdecyduję się na Lutensa – ten malinowo – herbaciany kolor płynu mnie czaruje :)

    1. Cieszę się bardzo, Dominiko. Bardzo miło mi to czytać, bo chyba mamy jakąś podobną wrażliwość w poznawaniu i odczuwaniu perfum, bo i do mnie Twoje piękne opisy bardzo przemawiają. :) Czuję, że też poznajesz zapachy nie tylko nosem, a całą duszą.

      Powiem Ci, że La fille… jest czarujący, ale szybciej mi się znudził niż Voleur. Ma w sobie mniej emocji, mniej głębi niż Złodziej. Choć mi w nim przyjemnie, to zwykle odczuwam, że czegoś mi w nim jednak brakuje. Ale polecam testy, jednego i drugiego. I jeśli nadal róża będzie Cię ciekawić, spróbuj kiedyś koniecznie Hedonist Rose od Viktorii Minya, róży skąpanej w białym winie (i zamkniętej w przepięknym flakonie).

      1. A wiesz, że ja też tak to czuję? Obie poznajemy zapachy wszystkimi zmysłami… A także sercem. W tej naszej drodze perfumowej chodzi też przede wszystkim o emocje – o to, by dany zapach je wywoływał.

        Dziękuję za wskazówki… :) Sprawdziłam ten flakonik, o którym piszesz – jest cudny. A to białe wino naprawdę ciekawi…

        Złapałam dziś okazję na ebayu… Kupiłam sobie Sun Moon Stars, bo bardzo chcę poznać ten zapach. Mam nadzieję, że mi się spodoba, i że będzie miał coś z Eternity (tak wyczytałam) :)
        Spokojnej nocy! Buźka!

  2. Ooouuuu nuty pieprzy i rozkapryszona róża ;D

    1. Jest sporo pieprzu, więcej czarnego niż różowego wprawdzie… Aaale może i tak byście się polubili. :)

  3. Awatar Dzień później
    Dzień później

    Wąchałam Marni Spice, ale to właściwie był sam pieprz – nie dla mnie.

    1. Znam tylko Marni i Marni Rose, ale sam pieprz… nie brzmi jak coś, co mogłoby mi się spodobać. :)

  4. Nie znam, ale Twój opis brzmi tak dobrze, że chętnie je poznam:) To cała ja – ubrana zawsze za cienko i przeraźliwie zmarznięta, i wciąż czekająca na wiosnę;) Coś dla mnie chyba;)

    1. O! A ja chyba mam odwrotnie, zawsze opatulona i częściej ubieram się zbyt ciepło (nie cierpię marznąć). :)

  5. Oh, jak idealnie opisalas polska wiosne ! Ja zawsze wyskakiwalam w lekkiej kurtce na przystanek tylko po to, zeby przymarznac do asfaltu…. Uwazam, ze wiosna to najtrudniejszy okres na wybranie ubrania – wszedzie w sklepach same pastele, lekkie materialy, a temperatura wskazuje, ze nalezy sie ubrac w puchowke… Teraz juz zmadrzalam i nawet jezeli klade lekki plaszcz to mam ze soba zimowy sweter :)

    1. Ostatnio coś te polskie pory roku nie mogą sie określić… Lato w zimie, zima na wiosnę… :) Tęsknię za pogodowym porządkiem, który pamiętam z dzieciństwa.

      Ja też mam problem z ubieraniem się na wiosnę. Widać świetnie na ulicach, że nie jestem sama: osoby w trampkach i cienkich parkach chodzą obok osób w puchówkach i czapkach. Zwykle ubieram się zbyt ciepło, bo wychodzę z założenia, że łatwiej coś z siebie zdjąć i schować do torby, niż skądś w razie zmarznięcia wykombinować dodatkowe okrycie. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *