Prada Infusion d’Iris to jeden z wielu dowodów na to, że prostota może być piękna. Są ciche, chłodne i nieskomplikowane. Niedostępne i nieuchwytne, zarazem miękkie i delikatne. Jak jedwabny szalik, którym otulasz szyję tylko po to, by po chwili poczuć, jak porywa go wiatr…
To moje ulubione irysowe perfumy obok Houbigant Iris des Champs i Chanel No. 19 Poudre. Są czyste, miękkie i ciche. Mają teksturę śliskiego, chłodnego jedwabiu — próbujesz się nim otulić, a on jest tak ulotny, że ześlizguje się z szyi i ramion, by dać się porwać podmuchom wiatru. W Infusion d’Iris jest dostojeństwo, wyniosłość i niedostępność Galadrieli z filmowej ekranizacji Władcy Pierścieni, czyli Cate Blanchett w lodowej bieli i srebrze, a zarazem jej eteryczny powab. Ten zapach wydaje mi się równocześnie nowoczesny w swoim minimalizmie i bardzo retro, dzięki pudrowej mgiełce, która go spowija. Nieuchwytny — tak, to chyba najlepsze słowo na ten zapach (i wcale nie mam tu na myśli mizernej trwałości).
Perfumy dla Elzy
Prada Infusion d’Iris to piękny, prosty zapach. Wyważony, elegancki, subtelny. To perfumy do białej koszuli i lakierowanych mokasynów, do aktówek i jedwabnych szaliczków. Idealnie pasują do granatowego kostiumu, a nawet garnituru (bo, choć to perfumy damskie, potrafię wyobrazić sobie mężczyzn, którzy nosiliby je z przyjemnością). Kojarzy mi się z osobami, które nie nadużywają słów, a gdy mówią — mówią precyzyjnie to, co myślą, ubierając swój przekaz w gładkie wyrazy. Z osobami, które potrafią obrazić kogoś tak, by nawet się nie zorientował. Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, że to perfumy dla osób niesympatycznych czy wrogich, nie to mam na myśli. Ale chyba wiecie, o jaki charakter mi chodzi? Choć delikatne, są zimne na wskroś.
To perfumy dla Królowej Śniegu, dla kobiety, której serce stopić niełatwo — ale warto. Gruba, połyskująca warstwa lodu to jej zbroja, sposób, w jaki chroni swoje miękkie wnętrze przed nieczułym, niesprawiedliwym światem. Najgroźniejszym smokiem, którego pokonać będzie musiał Książę, starający się o jej rękę, jest… ona sama, a dokładniej pozory dystansu, które uporczywie podtrzymuje przez lata. Ejże, tak mogłaby pachnieć Elza z Krainy Lodu!
Gęsia skórka pod jedwabną koszulką
Z początku Prada Infusion d’Iris jest rześki i mydlany, to zapach skóry po porannym prysznicu w zimowy dzień. Pachnie kremowym żelem pod prysznic, bawełnianym ręcznikiem i zimnymi kroplami wody, pachnie gęsią skórką. Czuć w nim delikatne, pastelowe cytrusy — kwaśnawą, niedojrzałą mandarynkę w cienkiej skórce i ślad bergamoty, a z nimi pokryte pyłkiem irysowe płatki. W drodze do serca cytrusy płowieją, irys zrzuca pyłek z płatków i zatapia się w przyjemnych mydlinach, w misce chłodnej wody z dziewczęcej toaletki z dawnych lat. Echa wetywerii i galbanum. Przez bladozieloną organdynową zasłonkę podglądamy młodą dziewczynę, która myje twarz wodą z białej miseczki w róże, nawija włosy na papierowe wałki i podszczypuje policzki, by nabrały koloru. Spłoszyłaby się, wiedząc, że tak dobrze czujemy zapach, który wypełnia jej maleńki pokój!
W bazie irys pozostaje miękki i maślany, mydlany. Na horyzoncie widać ciemne chmury kadzideł o chropowatych brzegach, pod stopami lekko trzaskają kruche, jasne drewienka. Finał jest wytrawny, chłodny i chwilami nieprzystępny, a chwilami przytulny jak szlafrok w zimny poranek po kąpieli. Prada Infusion d’Iris łączy w sobie sprzeczności, ale w sposób tak wyrafinowany, że można pominąć je milczeniem i po prostu zanurzyć się w irysową mgłę, przeciągnąć leniwie z przyjemności.
Nuty zapachowe: mandarynka, neroli, kwiat pomarańczy, irys, cedr, wetyweria, galbanum, pistacja, kadzidło somalijskie, benzoes
Nos: Daniela (Roche) Andrier
Rok: 2007
Lubisz Infusion d’Iris Prady? Jakie irysowe perfumy podobają Ci się najbardziej?
Dodaj komentarz