Niepozorny, prosty flakon z połyskującego szkła o czarnym wnętrzu. Czarno-biały portret. Piżmo, piżmo, piżmo i bukiet oszałamiających kwiatów, ciepło ambry i szorstkość wetywerii. Perfumy przepełnione zmysłowością po brzegi. To Narciso Rodriguez For Her edt. Od lat w mojej ścisłej czołówce.
Pamiętam, że kiedy zobaczyłam plakat promujący te perfumy, od razu wiedziałam, że to zapach dla mnie. Nieważne, że go nie wąchałam. Musiałam go mieć.
Moją uwagę przykuł minimalistyczny styl, który wtedy jeszcze nie był tak modny, jak dziś. I fotografii, i flakonu, a później i samej kompozycji. Czarny prostopadłościan. Włosy splecione w warkocz nad czołem u dziewczyny na plakacie, jej łabędzia szyja i ten nieodgadniony wzrok. Aromat tak inny od rześkich cytrusów, lekkich kwiatów i nawet orientalnych przypraw. Dałam się zaczarować i, tym razem, intuicja się nie myliła. Odkąd kilka lat temu Narciso Rodriguez For Her dołączył do mojej kolekcji, nie wyobrażam sobie, by mogło go w niej zabraknąć.
Perfumy dla nowoczesnej nimfy
Narciso Rodriguez For Her edt szybko zawojował rynek. Coś w tym nietypowym zapachu – przeznaczonym dla wolnych, nowoczesnych kobiet, świadomych swej seksualności – zauroczyło płeć piękną. Pewnie to samo, co sprawiło, że popularny mniej więcej w tym samym czasie serial Sex and the City również przyjął się świetnie. Cóż takiego? Łamanie pewnego tabu, oczywiście. Carrie Bradshaw z koleżankami i Narciso Rodriguez ze swoimi perfumami obudziły jakąś nową odmianę feminizmu, mniej lub bardziej świadomie wyznawaną przez mniej lub bardziej świadome nimfy XXI wieku. Może ten zapach trafił bezpośrednio do mojej wewnętrznej feministki? Żartuję, drwię i tak dalej…
Feminizm w wykonaniu Carrie i jej przyjaciółek skręca niebezpiecznie w rejony pseudofeminizmu rodem z Cosmopolitan, mimo to mnie bawi i do niektórych odcinków SatC wracałam nie raz, nie dwa. Za to kobieta Narciso Rodrigueza to kobieta z krwi i kości, nie z kolorowego magazynu. Zbyt zajęta byciem sobą, by starać się komuś przypodobać, i na tym polega jej magnetyzm.
Miękkie piżmo, świeży pot i duszne kwiaty
Już od pierwszych chwil czuć w Narciso Rodriguez For Her edt piżmo. To piżmo, piżmo Rodrigueza — dzięki któremu perfumy marki ciężko pomylić z innymi, ich znak szczególny. Piżmo puchate i brudne zarazem, niewinne i zwierzęce, jak kilka kropel potu nad górną wargą na porcelanowo pięknej twarzy. W otwarciu piżmo stanowi tylko rozmyte tło dla bukietu kwiatów pomarańczy i osmantusa, ale później przepycha się do przodu. W ciepłe dni w tej wiązance dominuje na mnie słodkawy, owocowy wręcz osmantus, w chłodniejsze dni kwiat pomarańczy — gorzki i bardziej cielesny, fizjologiczny. Mariaż tych kwiatowych nut daje efekt podobny do konfitury z gorzkiej pomarańczy z kawałkami skórki.
Dalej kompozycja nie zmienia się zbyt mocno, ale kwiaty i piżmo zaczynają wybrzmiewać razem — wspólnym głosem, równo. Z czasem dołącza do nich odrobina ambry i ostrzejsza wetyweria. Tak, tak, serce jest tu punktem kulminacyjnym. Najbardziej wyrazistym, w którym delikatnie splatają się sprzeczności. Nie walczą ze sobą, ale ocierają się jak koty. Trzeba się w nie wwąchać, by dostrzec ich drobne ruchy. Są jak drgnięcie kącika ust ledwo dostrzegalne dla oka, mikroekspresja, sygnał do rozgryzienia.
Ku finałowi piżmo wychodzi na pierwszy plan i jest to piżmo wspaniałe, otulające i miękkie. Nigdy nie zahacza o sztuczność, nie czuć w nim żadnego fałszywego tonu. I trwa, trwa godzinami w niemym zachwycie, jak ta piękna dziewczyna z promocyjnego zdjęcia, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia.
Nuty zapachowe: piżmo, kwiat pomarańczy, osmantus, ambra, wanilia, wetyweria
Nos: Christine Nagel, Francis Kurkdjian
Rok: 2003
Z czystym sumieniem mogę napisać, że większość perfum Narciso Rodrigueza lubię, a przynajmniej cenię. For Her edt pozostaje jednak niezmiennie na pierwszym miejscu. A Ty masz swojego ulubionego „piżmaka” tej marki?
Dodaj komentarz