Irys to kwiat delikatny i takie zwykle są perfumy, w których gra pierwsze skrzypce. Najczęściej subtelne i eleganckie, chłodne i tajemnicze, czasem wręcz eteryczne. Krótko mówiąc, z klasą. Nic dziwnego, że irysową nutę ukochało sobie wielu perfumiarzy i wielbicieli perfum.
Co ciekawe, naturalny zapach irysa wydobywany jest nie z płatków tego kwiatu, a z kłączy. W procesie destylacji z parą wodną pozyskuje się z nich masło irysowe, które następnie poddaje się destylacji próżniowej, by otrzymać absolut irysowy — składnik docelowy, stosowany w sercu wielu perfum. Wymaga to sporego nakładu pracy i cierpliwości, bowiem kłącza irysa po zebraniu należy oczyścić, pociąć, wysuszyć i odłożyć na kilka lat, by„dojrzały” do wspomnianej destylacji. Po trzech lub nawet pięciu latach oczekiwania można wytworzyć z nich masło, później absolut. Aby uzyskać 1kg absolutu irysowego potrzeba niemal 6kg masła irysowego, a żeby uzyskać 6kg masła irysowego potrzeba ponad półtora tony irysowych kłączy. Wszystko to czyni go jednym z najdroższych roślinnych składników perfum. W Houbigant Iris des Champs czuć jego szlachetność.
Irys, czyli imię tęczy
Nazwa „irys” nawiązuje do greckiej Irydy (inaczej Iris), bogini tęczy i olimpijskiej posłanki. Iryda łączyła Olimp z ziemią siedmiobarwnym łukiem, symbolicznym pomostem między bóstwami i ludźmi. Irysy zawdzięczają swoje „imię” szerokiej palecie barw, w jakiej występują — kolory niebieski, fioletowy, różowy, biały, żółty, pomarańczowy i różne ich połączenia układają się w przepiękną tęczę. Warto wybrać się w maju do ogrodu botanicznego, by zobaczyć ją na własne oczy. Choć najpopularniejsze irysy to te fioletowe i niebieskie, ja wąchając irysowe perfumy oczami wyobraźni widzę kwiaty białe. Ale może nic to dziwnego, skoro biel jest mieszaniną innych barw? Ot, taką zmieszaną tęczą?
Mniej romantyczna nazwa tej samej rośliny to kosaciec.
Irysowe dni
A wracając do irysowych perfum… Lubisz je? Ja pozostaję z nimi w specyficznej relacji. Kiedy akurat takich na sobie nie mam i nie noszę od dłuższego czasu, myślę o nich z dystansem i bez sentymentów. Ale kiedy akurat mam irysowy nastrój, mam się w nich świetnie. Potrafię wtedy nosić je kilka czy kilkanaście dni pod rząd, zaspokajając swój irysowy głód, by znowu zrobić sobie wolną od tęsknoty przerwę. Jest w nich coś takiego, co z jednej strony bardzo do mnie pasuje i mnie przyciąga, a z drugiej — nuży mnie w nadmiarze. Czuję się w nich naturalnie, ale z czasem zaczynam szukać bardziej wyrazistych wrażeń. Jak pewnie się domyślasz, teraz mam irysowe dni.
Najbardziej lubię irysowe zapachy, które pachną jak świeża skóra tuż po porannym prysznicu, nawilżona kremowym balsamem. Czyste i nienachalne. Z pozoru wyniosłe i niedostępne, w głębi przytulne i miękkie. Mistrzem w tej kategorii jest dla mnie Iris des Champs od Houbigant, czyli główny bohater dzisiejszej recenzji. Poznałam go przypadkiem, zauroczona skusiłam się na odlewkę, a w końcu drogą wymiany — również na flakon. Nie wiem jak Wy, ale ja doceniam dopracowane perfumy. I nie mam tu na myśli tylko dopracowanych zapachów, ale perfumy dopracowane od początku do końca. Zapachy wraz z otoczką. Taki jest Iris des Champs.
Surowe niemal w swojej elegancji granatowe pudełko ze złotym emblematem po wewnętrznej stronie pokrywa deseń utkany z pastelowych irysów. W pudełku kryje się charakterystyczny dla marki Houbigant flakon, naśladujący kryształową butelkę zaprojektowaną specjalnie dla nich przez firmę Baccarat z początkiem XX wieku. Niby drobiazg, a cieszy. Co najważniejsze, opakowanie to tworzy z zawartością spójną całość.
Polny, ale nie dziki
Iris des Champs z początku jest trochę nieprzyjazny i niedostępny. Otwarcie ma ostre i gorzkie, nieco pyliste i drzewne. Czuję w nim pył rozkruszonej aspiryny, bryłki wilgotnej ziemi i zdrewniałe korzenie rosnących w niej roślin. Jest przy tym na tyle wyważony, że nie przekracza granicy dobrego smaku i nie staje się przykry dla odbiorcy. Nieśpiesznie łagodniejąc, ukazuje powoli kremowe i pełne kwiatów serce: miękkie irysowe masło i zmysłowy ylang-ylang tworzą całość tak rozkoszną, że chciałoby się w niej zanurzyć niczym Kleopatra w mlecznej kąpieli. Baza jest jeszcze bardziej kremowa i miękka, przeważają w niej drewno sandałowe, wanilia i piżmo. Dopełniają ich drzewne, zielonkawe niuanse.
Nie znam francuskiego, ale iris des champs znaczy bodaj polny irys. Irys z perfum Houbigant może i jest dopieszczony słońcem i wiatrem niczym polny kwiat, ma w sobie wszak ciepło i przestrzeń, ale umiejscowiłabym go nie na irysowym polu, a raczej w rozległym ogrodzie. Wzrasta leniwie i spokojnie, wystawiając w stronę słońca płatki bez poczucia zagrożenia. Gęsty płot z białych drewnianych sztachet, który okala jego domostwo, broni go przynajmniej przed częścią niebezpieczeństw, czyhających na otwartej przestrzeni. A on? Pogodniejszy jest przez to, łagodniejszy od polnych braci.
Te perfumy rozwijają się w starym stylu, klasycznie. Potrzebują czasu, by odkryć wszystkie swoje tajemnice. Potrzebują uwagi, by opowiedzieć swoją historię. Ich początek nie zdradza prawie nic na temat tego, co czeka nas podczas wspólnej przygody. Serce pełne jest entuzjazmu, emocji i ciepła. Baza jest głęboka i trwała, stanowi zwieńczenie opowieści i to w niej zawiera się morał. To zapach o średniej projekcji, wyczuwalny przez bliższe otoczenie. Utrzymuje się na skórze długo, u mnie najczęściej około 10 godzin.
Pochwała prostoty
Iris des Champs ma w sobie bogactwo, ale nie ostentację. Nie są to perfumy lekkie, ale są czyste. Są proste, ale nie oczywiste. Kobiece, nawet w sposób zmysłowy i poniekąd kuszące, ale niedopowiedzeniami. Niedostępnością, obietnicą ciepła, nie odkryciem wdzięków. Wyobraźcie sobie smukłą kobietę w średnim wieku, ubraną w biel i pastele. Nisko upięte włosy, minimalny makijaż, luźne spodnie z prostą nogawką, koszula o męskim kroju i szal narzucony na ramiona. Na palcu skromna obrączka, na przegubie ręki cienki łańcuszek. Buty na płaskiej podeszwie. Włosy są zadbane, makijaż dopasowany kolorystycznie do jej urody, spodnie uszyte z lnu, koszula z bawełny, a szal z jedwabiu. Biżuteria wykonana jest ze złota, a buty ze skóry. Skromność i upodobanie do wysokiej jakości uosobione w jednym, wcielona elegancja. Nie ma miejsca na sztuczność i imitację, tak samo jak nie ma go na przepych. Do takiej kobiety pasowałby ten zapach.
Polecam testy Iris des Champs miłośnikom dyskretnej elegancji oraz wszystkim zmęczonym nadmiarem słodkich wrażeń opartych na mechanizmie natychmiastowej gratyfikacji, z godną podziwu determinacją serwowanych nam przez perfumowych potentatów i sprzedawanych przez popularne perfumerie. Znaczy się, jak sądzę, większości zaglądających tu osób. Rzecz jasna — za wyjątkiem tych, którzy nie lubią irysowych perfum.
Nuty głowy: bergamotka, konwalia, różowy pieprz
Nuty serca: masło irysowe, irys, róża, jaśmin sambac, ylang-ylang
Nuty bazy: sandałowiec, wanilia, piżmo, nuty ambrowo-drzewne
Nos: Mathieu Nardin
Rok: 2014
Jakie irysowe perfumy lubisz najbardziej? Myślisz, że spodobałby Ci się polny irys od Houbigant?
Dodaj komentarz