„Wyznanie miłości ujęte w zapach”. Tak Francis Kurkdjian mówi o À la rose, być może najbardziej romantycznej kompozycji w portfolio jego autorskiej marki. Pasuje na pierwsze randki (pierwsze w życiu!), ale i na ślub.
To wyznanie ma w sobie coś niewinnego: raczej pragnienie miłości niż miłość, raczej jej obietnicę niż doświadczenie. To deklaracja młodzieńcza, szczenięca niemal. Na wyrost, ale szczera. Zaklęta jest w bukiet jasnoróżowych, wiosennych róż. Zebranych w przydomowym ogródku o poranku, przewiązanych najzwyklejszym sznurkiem i otulonych cienkim papierem na drogę do ukochanej. Ukochanej, która już na pół godziny przed umówionym spotkaniem niecierpliwie wygląda przez okno.
Westchnienie pachnące różami
Ten zapach spodobał mi się już na blotterze. Do złudzenia przypominał dopiero co ścięte róże, w których żyłach krąży jeszcze zielona, trawiasta krew. Tak na dobre przekonał mnie do siebie jednak dopiero przy testach na skórze, kiedy ta (dość ostra) zieleń złagodniała. Poczułam ogród jasnych, różowych różyczek, skropionych kropelkami rześkiej rosy. Ta rześka rosa przetłumaczona jest na cytrusy, które cichną w kompozycji po kilkunastu minutach, ustępując miejsca cichemu fiołkowi i dyskretnej magnolii. Ten kwiatowy duet podgląda róże przez piżmowy płot, z oddali, z wypiekami na pachnących policzkach. Jak dzieciaki, obserwujące ukradkiem starszych przyjaciół z podwórka, którzy wymieniają się pierwszymi pocałunkami.
Maison Francis Kurkdjian À la rose jest jak pocałunek w policzek. Jak delikatne, przelotne muśnięcie zakochanych ust. Jak westchnienie i jak szept, niosący niedojrzałe, tkliwe wyznanie.
Za miłość!
Subtelność to drugie imię tych perfum. Są bliskoskórne i trochę nieśmiałe, osiadają na skórze delikatnie. Wędrują od róż w soczystej zieleni po różanych bukiecik, zawinięty w cienki jak bibuła pergamin. Trwałość jest zadowalająca, ale zważywszy na koncentrację (edp), może jednak pozostawiać niedosyt. U mnie oscyluje w granicach 6-7 godzin.
Myśle, że Maison Francis Kurkdjian À la rose to zapach, który pasowałby na ślub. Ślub wiosenny albo wczesnoletni, w ogrodzie przystrojonym w biel i pastele. Panna młoda ubrana byłaby w zwiewną sukienkę, a jej włosy — puszczone luzem na ramiona i plecy — przyozdabiałyby drobne różyczki i koronkowa tasiemka. Całą jej biżuterią byłyby maleńkie kolczyki w kolorze różowego złota. No i pierścionek zaręczynowy, a później obrączka, rzecz jasna. Pan młody miałby na sobie beżowy albo błękitny garnitur i pleciony kapelusz. A toast za wieczną miłość goście wznieśliby różowym szampanem!
Nuty zapachowe: róża damasceńska z Bułgarii, kalabryjska bergamotka, kalifornijska pomarańcza, fiołek, kwiat magnolii, cedr, piżmo, róża stulistna z Grasse
Nos: Francis Kurkdjian
Rok: 2014
Lubisz zapach wiosennych róż? Pasuje Ci do miłosnych wyznań?
Dodaj komentarz