Majda Bekkali Tulaytulah to perfumy o ważnym i aktualnym przesłaniu: to wołanie o pokój. Zainspirowało je Toledo. Miasto, w którym przez wieki harmonijnie koegzystowali Chrześcijanie, Muzułmanie i Żydzi.
Ta kulturowa mieszanka ma zresztą odbicie w architekturze miasta, pełnego zabytkowych kościołów, meczetów i synagog. Początkowo wyobrażałam sobie, że Tulaytulah cechować będzie takie samo bogactwo. Spodziewałam się oszałamiającej mieszanki aromatów, splecionych w spójną całość. Ten zapach mnie jednak zaskoczył, bo jest prosty. Ale z Toledo ma mimo wszystko coś wspólnego: zbudowany jest z trzech odmiennych elementów, z trzech zupełnie różnych etapów, połączonych płynnymi przejściami. Opowiada historię i pobudza wyobraźnię — a to, jak wiesz, w perfumach cenię najbardziej.
Pocztówka z… Santorini
Spoglądam na panoramę Toledo uwiecznioną na zdjęciu o zachodzie słońca. Widzę kręte drogi, beżowo-szare budowle, ciemną zieleń przytuloną do murów. Każdy zakątek zdaje się skrywać tajemnice przeszłości, szeptać przechodniom o dniach minionych. W Tulaytulah widzę inne miasto, przypominające raczej Santorini z całą jego bielą — tak intensywną, że pozostawia poświatę na błękicie morza i wieńczących kamienne budynki kopułach. Tak wszechobecną, że osiada nawet pyłem na brukowanych uliczkach. Widzę turkusowe fale rozbijające się o jaśniutki, drobny piasek i parę ozłoconych słońcem stóp, zanurzających się w ten malowniczy obrazek. Widzę dłonie głaszczące pudrowe powierzchnie znalezionych na plaży muszli. W tych perfumach jest niewinność i spokój, światło drażniące oczy i rozleniwiające powietrze ciężkie od pyłu i wilgotne.
Wiśnie, migdały i kurz
Czy przy tym wszystkim opowiadanie o nutach nie jest nudne? Majda Bekkali Tulaytulah rozpoczyna się krótkim, ale intensywnym, powiewem kwiatu wiśni. To nie wietrzyk w japońskim ogrodzie, kołyszący różowe kwieciem gałązki. To raczej wicher strząsający kwiaty z pobielonych mlekiem wapiennych drzewek wiśniowych w babcinym sadzie — wśród wirujących płatków czuć zieleń i przestrzeń. Żałuję, że ten aromat nie został ze mną na dłużej. Brakuje mi w perfumach akordów wiśniowych pozbawionych syntetycznych, nieszczerych niuansów. Serce Tulaytulah w założeniu ponoć miało oddawać zapach marcepanu i, moim zdaniem, robi to całkiem zgrabnie. Wyobrażam sobie pękający na pół bloczek migdałowej masy, tłustawej i mokrej, oblany cieniutką warstwą gorzkiej czekolady. Nie, nie — nie czuć tu czekolady ani kakao, ale niezbyt wyrazistą i ciemną przy tym słodycz owszem.
Przez chwilę migdały współgrają z miękką, cienko wyprawioną skórką. Niestety (jak dla mnie), z czasem ta delikatna skórka zmienia się w skórę grubszą, bardziej szorstką. Nie przypomina już miękkiej rękawiczki, raczej nieco sztywną zamszową kurtkę na której osiadł miejski kurz i dał się ogrzać schowanemu pod okryciem ciału. Ot, skóra i fasola tonka — w zestawieniu z poprzednimi rozdziałami tej historii, baza Tulaytulah wydaje mi się mało finezyjna, zwykła. Może gdybym czuła tu troszkę więcej wanilii spodobałaby mi się bardziej? Albo gdyby ten zamsz pozostał łagodny jak aksamit? A może ta szorstkość jest tam nieprzypadkowa, to brunatna i bura rzeczywistość ciągnąca za rękaw i przypominająca o swoim istnieniu?
Nuty głowy: kwiaty wiśni, cyprys, anyż gwiaździsty
Nuty serca: gorzkie migdały, frangipani, słód
Nuty bazy: miękka piżmowa skóra, biały zamsz, bób tonka, wanilia
Rok: 2016
Jak myślisz, spodobałoby Ci się w takim pachnący mieście Majdy Bekkali?
Dodaj komentarz