W sypialni z latami 90-tymi — tak najkrócej opisałabym perfumy Charlotte Tilbury More Sex.
Spis treści:
Charlotte Tilbury More Sex i inne eliksiry
More Sex to jedno z kilku perfumowych zaklęć, które pojawiły się w portfolio marki Charlotte Tilbury. W kolekcji znajdziemy też eliksiry na radość, miłość czy energię. W sumie jest ich siedem i są mocno osadzone w trendzie ezoterycznym: kryształy, horoskopy, magia itd.
OK, nie mam nic przeciwko wierze w magiczną moc kryształów (jest dla mnie tak samo dobra jak wiara w cokolwiek, co nie zostało udowodnione — a przecież każdy potrzebuje w życiu trochę jakiejś magii). Nie spodziewałam się jednak, że te perfumy mi się spodobają — szczególnie te, More Sex. Nawet nie planowałam ich testować.
Marki Charlotte Tilbury za bardzo nie znam, flakonik mi się nie podoba, nazwa jeszcze mniej… Wszystkie to wydawało mi się jakieś takie meh, nakierowane na eksploatację trendu z Instagrama i (w tym przypadku) skojarzeń z seksem, które same sprzedają towar.
Ale stało się. Dostałam próbkę do zakupów, przetestowałam. I nie powiem, że przepadłam (obiektywnie: to nie są perfumy najwyższych lotów), ale spodobało mi się. Na tyle, że może nawet przytuliłabym miniaturkę. Post scriptum: i spodobały się nie tylko mnie, bo już gdy nosiłam je do testów — dostały komplement.
Dym bez ognia
Żeby było jasne: tu nie ma ognia. Nie ma gorącego seksu (ani nawet mniej gorącego, jak cielesność Narciso Rodriguez For Her edt albo Nasomatto Nudiflorum). Nie ma też fajerwerków — ani kompozycyjnie, ani jakościowo.
Może nie ma ognia, ale jest dym, a dokładniej: dym z kadzidełka z India shopu, ten zapach z nastoletniego pokoju z lat 90-tych.
Z nastoletniego pokoju zbuntowanej, mrocznej dziewczyny z drugiej połowy lat 90-tych — ma się rozumieć. Glany, czarna sukienka w różyczki (taka, jak znowu są modne!), naszyjnik z rzemyka. Wymięte Marlboro Lights ukryte w wewnętrznej kieszeni kurtki albo plecaka. W głośnikach Nirvana lub inny grunge, może stare Placebo albo Garbage.
Swoją drogą, muzyczna ciekawostka: Placebo pierwotnie nazywali się Ashtray Heart (serce-popielniczka; potem nagrali taki utwór), bardzo pasuje mi to do tych perfum.
Ach, nostalgia.
More Sex — więcej konkretów
To coś, co pachnie mi w More Sex jak kadzidełko, to sandałowiec. Tylko w otwarciu jest tu miękki i kremowy, a dalej — staje się suchy i drzewny w połączeniu ze skórą (sztuczną, niestety). W spisie nut mamy też czarny pieprz i jałowiec, z których mocniej wyczuwam ten drugi — ale to taki czarny pieprz z torebki, mielony i niezbyt już pikantny. Jeszcze gdzieś tam wszystkim pląsają akordy ambrowy i piżmowy, i to chyba właśnie one robią swoiste ciepełko i milutkość w bazie, tzn. kiedy zapach rozsiądzie się już na skórze.
Sama kompozycja jest dość grubo ciosana: OK, mamy wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Przejścia pomiędzy nimi nie są jednak zbyt finezyjne, nie ma żadnych zwrotów akcji. Nie traktuję tego jaki wielki zarzut, po prostu — tak jest i już, nic tutaj nie migocze i nie zaskakuje.
Zaskoczeniem jednak może być sam zapach, bowiem jest czymś innym na tle popularnych zapachów. To nie jest kolejny ciężki i słodki gourmandowiec z paczulą, ani żadne tam uwodzicielskie kwiatki z cukierkami. W sensie: to nie jest to, co zwykle ma łatkę „sexy”.
Odradzam kupowanie w ciemno, jeśli ktoś liczy na typowy zapach na randkę.
W ogóle odradzam kupowanie w ciemno.
Jeśli chodzi o parametry użytkowe Charlotte Tilbury More Sex edp, to pod tym względem oceniam je dość dobrze. Według mnie projekcja jest wystarczająca, aby zapach był wyczuwalny przez otoczenie, ale go nie zamęczył. Trwałość — tu niespodzianka: z początku myślałam, że jest mizerna (2-3 godziny), lecz aromat powracał do mnie w ciągu dnia. Myślę, że spokojnie może smużyć się 6-7 godzin.
Nuty zapachowe:
- Głowa: olejek z czarnego pieprzu, olejek z jagód jałowca
- Serce: akord z ambroksanu, piżma i aldronu, akord skórzany
- Baza: piżmo, ambrowiec, olejek z kaledońskiego drzewa sandałowego
Nos: Anne Flipo
Rok: 2024
(źródło: sephora.pl, fragrantica.com)
Znasz More Sex lub innej zapachy marki Charlotte Tilbury? Co o nich myślisz?