Zapach deszczu niejedno ma imię — i przedstawiono go w niejednych perfumach. W tym wpisie znajdziesz listę 14 perfum o zapachu deszczu, od świeżych i kwiatowych po gęste i mroczne.
Inaczej pachnie wiosenny deszczyk, inaczej letnia burza, a jeszcze inaczej jesienna plucha. Inaczej pachnie nad morzem, inaczej w górach, inaczej w mieście, a jeszcze inaczej — pośród ogrodów, łąk i pól.
Te wszystkie wonie łączy jednak jedna rzecz: petrichor. A w zasadzie dwie rzeczy, bo jeszcze ozon.
I o ile drugiego chyba nie trzeba tłumaczyć, to przypomnę krótko, czym jest ten pierwszy. Petrichor to zapach, który wydziela się po deszczu w wyniku zmieszania się lotnych związków z olejów pochodzących z roślin z geosminą, wytworzoną przez bakterie (promieniowce) zamieszkujące glebę. Mało to poetyckie, ale efekt dla naszego nosa jest całkiem ujmujący.
1. Clean Rain
To jedne z najpopularniejszych perfum o zapachu deszczu, jeśli nie najpopularniejsze. Pachną ulewnym, ale przelotnym deszczem gdzieś w wakacyjnym raju, gdzie w gorącym i dusznym zwykle powietrzu unoszą się aromaty słodkich owoców. Czuć tutaj m.in. kokos i gujawę, ale i swojską gruszkę — do tego co niego kwiatów. Ich mieszanka jest odświeżająca i beztroska, sprzyja błogiemu lenistwu. Do walizki na wyjazd w dalekie strony czy do wspominania urlopu w miejskim zgiełku w sam raz.
2. Clean Reserve Rain
Eko-marka Clean stworzyła jeszcze jedno pachnidło o nazwie Rain, w ramach swojej droższej linii Reserve. Tym razem dostajemy minimalistyczny, przejrzysty flakon i taką samą kompozycję w nim zamkniętą. W tym Deszczu mamy zupełnie inne nuty: bergamotę, białe kwiaty i paczulę. Zapach jest cytrusowo-kwiatowy, transparentny i odświeżający. Łatwy do noszenia, łatwy do lubienia, uniwersalny. To takie perfumy wprost stworzone do białej, luźnej koszuli lnianej albo dobrze skrojonego t-shirtu. Są niezobowiązujące, ale trzymają fason.
3. Demeter Rain
W Demeter Rain deszcz także przedstawiono za pomocą aromatu owoców: chrupkiego, niesłodkiego arbuza i bladego, soczystego melona Galia. Choć nie ma nigdzie oficjalnego spisu nut, ja stawiam na te dwie w towarzystwie nut wodnych oraz krystalicznego piżma. Ten zapach z pewnością jest bardziej wodny od obu odsłon Rain marki Clean, niestety — też bardziej syntetyczny. Gdzieś pomiędzy odświeżające, relaksujące krople wkrada się woń proszku do prania.
4. Marc Jacobs Rain
W Rain sygnowanym przez Marca Jacobsa czuć kropelki letniego deszczu, woń zroszonej nimi trawy, no i tak jak w trzech deszczowych kompozycjach powyżej: owoce. Tutaj prym wiodą passiflora i klementynka, które nadają kompozycji trochę słodkiego luzu. Bo i tutaj mamy do czynienia z perfumami prostymi, do noszenia na co dzień w ciepłe dni, czy kiedykolwiek najdzie nas ochota na wakacyjną błogość. Jest świeżo, prosto i całkiem przyjemnie.
5. Kenzo L’eau par Kenzo
Kenzo L’eau to zapach czystej wody: przejrzystych kropel chłodnego deszczu na tle stalowego nieba i białych chmur, górskiego potoku albo po prostu zimnego prysznica o poranku. Jest przestrzenny, rześki i delikatny. Orzeźwia, ale nie pobudza — przeciwnie, koi. Wprowadza w błogi, spokojny nastrój. Zen. Są w nim lilie wodne, zielony bez i fiołek, a także trzcina, świeża bazylia, czerwony i czarny pieprz oraz cedr. To już trochę zapomniany klasyk z połowy lat 90-tych, ale skoro lata 90-te znowu są w modzie, może warto odkurzyć i jego?
6. Issey Miyake L’eau d’Issey
To kolejne perfumy z lat 90-tych, trochę gęstsze od L’eau par Kenzo, lecz wciąż w nich wiele deszczu, a także kwiatów. Z tych ostatnich znajdziemy tutaj kwiat lotosu, konwalie, lilie, frezje piwonie czy cyklameny, a pośród nich kryją się soczysty, niesłodki melon, no i słynna wodna nuta, która królowała w tamtym dziesięcioleciu — calone. L’eau d’Issey jest nieco kwiaciarniany, odrobinę duszny, jakby deszcz właśnie zaczął parować z płatków i zaczął wypełniać powietrze wonią wilgotnej gleby, botanicznej zieleni i, rzecz jasna, wody.
7. Hermès Un Jardin Après la Mousson
Un Jardin Après la Mousson, czyli ogród po monsunie — i niespodzianka, bo to wcale nie jest typowy zapach ogrodu w deszczu. A przynajmniej nie ogrodu z kwiatami, lecz z aromatycznymi krzewami. Czuć tu bogactwo świdrujących przypraw: imbiru, kardamonu i pieprzu, a wszystko to podane w malowniczej akwareli, którą stworzył sam mistrz tej formy, czyli Jean-Claude Ellena. To odświeżająca uniseksowa kompozycja, być może przechylająca się co nieco w męską stronę. Zero słodyczy.
8. Frederic Malle Angéliques Sous la Pluie
To kolejna przyprawowa, pieprzna propozycja — z pieprzem czarnym i czerwonym, z jałowcem, no i przede wszystkim z dzięglem. Ten zapach jest jednak delikatniejszy i bardziej ulotny od ogródka Hermèsa, po wyrazistym początku łagodnieje. Może spodobać się amatorom ginu z tonikiem, powietrza po deszczu w wietrzny poranek czy chłodnej bryzy. Co ciekawe, skomponował go ten sam nos, który stoi za Un Jardin Après la Mousson, i to czuć.
9. Annick Goutal Un Matin d’Orage
Un Matin d’Orage, a po naszemu: ogród po burzy. Ogród gdzieś we Włoszech, z cytrynowymi drzewkami zaraz po drugiej stronie płotu. Dzień jest gorący, a tytułowa burza była nagła i gwałtowna. Potargała jasne główki upojnych gardenii i magnolii, poszarpała płatki jaśminu — i odeszła tak szybko, jak przyszła. Teraz krople deszczu parują z roślin, wypełniając powietrze ich dusznym zapachem. Jeśli lubisz letnie spacery tuż po ulewie — w zwiewnej sukience, kolorowych gumowcach oraz w słomkowym kapeluszu na głowie — to może być coś dla Ciebie. Z jakiegoś powodu te perfumy kojarzą mi się z Anią z Zielonego Wzgórza.
10. Burberry My Burberry
A to taki angielski ogród, w którym kwitną groszki — latem, ale w deszczu. Angielskim deszczu, rzecz jasna. W tej kompozycji przeplatają się kwiatowe nuty wspomnianych groszków, róż, frezji i geranium z wonią owoców: raz kwaśnej pigwy, raz słodkiej mandarynki. To perfumy do lekkiej sukienki w kwiaty przykrytej jasnym trenczem. Słodko-kwaśne kwiaty, swoistą duszność i deszcz czuć w każdej odsłonie My Burberry, ale najwyraźniejsze są w eau de parfum.
11. Guerlain Après l’Ondée
Kolejna kompozycja, która oddaje aromat ogrodu po ulewie. Ta jest bardziej pudrowa, pierwsze skrzypce gra w niej fiołek, ale towarzyszy mu wiele innych kwiatów (heliotrop, irys, mimoza, goździk czy ylang-ylang) oraz bogactwo innych nut — od wanilii, przez liście porzeczki, po sandałowiec i wetywerię. Après l’Ondée powstał w 1906 roku, czyli ponad 100 lat temu, i troszkę czuć zalegającą na nim warstewkę kurzu, jednak nie ujmuje mu to piękna. Z tym, że może być je trudniej dostrzec: kompozycja trzyma na dystans, jest wyniosła, chłodna i melancholijna. Jak powietrze po ulewie, kiedy świat spowity jest mgłą…
12. L’Artisan Parfumeur Voleur de Roses
Voleur de Roses, znaczy złodziej róż, to niezły gagatek! To zapomniany różany ogród, otoczony kruszejącym betonowym płotem z dawnych lat, potargany listopadową zawieruchą. Tutaj róże mają barwę krwi, metaliczny posmak w płatkach i ostre kolce — a rosną w mokrej, ciemnej ziemi. I to właśnie wilgoć gleby i mokre, mroczne kwiaty czuć w tej kompozycji najwyraźniej. Odpycha i zachwyca zarazem, intryguje, wciąga. Jeśli szukasz gotyckiej opowieści o deszczu, w Voleur de Roses ją znajdziesz.
Na koniec wspomnę jeszcze o dwóch deszczowych zapachach, których nie miałam okazji poznać, ale może Cię zaciekawią…
13. Miller Harris La Pluie
W tych perfumach czuć ponoć mokre listowie, kwiaty i drzewa. Są w nich nuty białych kwiatów (ylang-ylang, jaśmin, kwiat pomarańczy), cytrusy, pszenica, wanilia, lawenda i wetyweria. Muszę przyznać, że brzmi to intrygująco.
14. Commodity Rain
Mam oko na markę Commodity już od jakiegoś czasu, bo bardzo podoba mi się ich minimalistyczny styl. W Rain czuć m.in. kwiat lotosu, frezję, werbenę czy jaśmin — i ponoć jest to zapach jasny, lekki i świeży, podobny do Clean Rain Reserve czy DKNY Pure.
Lubisz zapach deszczu? Masz ulubione perfumy, które nim pachną?
Dodaj komentarz