Cartier Baiser Fou to zapach inspirowany zawadiackim pocałunkiem kobiecych ust ubranych w kolorową szminkę. Klasyczny flakon zwieńczony amarantowym szkiełkiem od razu wpadł mi w oko, ale spis nut ostudził mój zapał. Jeśli i Ty obawiasz się kolejnego banalnego słodziaka, możesz odetchnąć z ulgą. To niesztampowa kompozycja, w której czuję całkiem co innego, niż powinnam.

Zawahałam się, gdy otrzymałam propozycję zrecenzowania Cartier Baiser Fou. Co ciekawego mogłabym powiedzieć o mieszance maliny i orchidei na bazie z białej czekolady i wanilii? By się niepotrzebnie nie uprzedzać, przejrzałam Internet w poszukiwaniu wrażeń innych i postanowiłam zaryzykować. Przekonały mnie skrajne opinie i głosy zdziwienia, niedowierzające w spis nut. Wiedziałam, że nawet jeśli zapach mi się nie spodoba, to na pewno nie będzie nudno! Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak ciekawie.

Cartier Baiser Fou

Pozory mylą! Cartier Baiser Fou pachnie inaczej, niż zapowiadają nuty. Jest o wiele ciekawszy.

Maliny w syropie sosnowym i produkt czekoladopodobny

Ten pocałunek okazał się bardziej szalony, niż przypuszczałam. Pierwsze psiknięcie na nadgarstek zupełnie zbiło mnie z tropu. Oddalając nos od skóry czułam niby słodką, kwiatową woń, ale przybliżając go — czułam lepki, gęsty i ciemny syrop sosnowy. Wkrótce pojawiły się dojrzałe, przejrzałe wręcz maliny. Zamigotała mi w głowie iskierka podobieństwa do The Vagabond Prince Enchanted Forest. Owoce tak pełne, że niemal pękają od nadmiaru soku, duszność i aromat lasu. Pachniało cudownie! Niestety, krótko. Po kwadransie pojawiła się mdła woń czekolady zmieszanej z plastikiem. Pocieszałam się myślą, że testy globalne wciąż przede mną. Cartier Baiser Fou dostał kolejną szansę, by mnie zaskoczyć. I zaskoczył.

Cartier Baiser Fou

Owszem, to kwiaty i czekoladki. Ale kwiaty z wilgotnymi łodygami i ciemnozielonymi, błyszczącymi liśćmi. Czekoladki z miękkim malinowym musem, w którym wciąż tkwią drobne pestki.

Kwiaty i czekoladki

Testuję Cartier Baiser Fou globalnie od tygodnia. Podobieństwo do Enchanted Forest uleciało, ale uleciała też syntetyczna woń, która wieńczyła kompozycję w teście nadgarstkowym. Pozostały kwiaty i czekoladki. A dokładniej bukiet ciętych różowych orchidei, otoczonych ciemną, soczystą zielenią liści oraz pudełeczko pralinek z gorzkiej czekolady, wypełnionych malinowym musem. W łodyżkach wciąż krąży roślinna krew, ich końce są jeszcze wilgotne. Woda paruje, powietrze przesiąka botaniczną dusznością. Wystające z wiązanki amarantowe główki nie pachną, one wyglądają. Nadają kompozycji miękkiej, aksamitnej tekstury. Takiej, jaką mają płatki orchidei. Czekoladki są z wierzchu chrupiące, w środku miękkie i słodkie. W malinowej masie tkwią drobne pestki. Nad tym wszystkim unosi się cienka, szminkowa mgiełka.

Cartier Baiser Fou

Nad bukietem i pudełkiem pralinek unosi się mgiełka uszminkowanych pocałunków…

Pomadka dekadencka

Zapach nie ewoluuje, a jedynie staje się coraz miększy i cichszy. Powolutku wytraca wilgoć. Chropowate, ciemne niuanse momentami przypominają mi Velvet Orchid i Black Orchid od Toma Forda. Cartier Baiser Fou mógłby nie tyle być ich młodszą siostrą, co zwariowaną ciotką. Taką, która w latach 80-tych szalała w dyskotekach do piosenek Madonny. Nosiła obcisłe kolorowe legginsy, jaskrawe koszule z poduszkami na ramionach, dużą złotą biżuterię. Kręciła włosy na szerokich wałkach, usta malowała na różowo. Zostały jej barwne wspomnienia, blond loki i upodobanie do tej szminki. No i niezdrowy nawyk w postaci papierosów, bo w tej słodkiej pomadce wyraźnie czuć nutkę dekadencji. Może nie każdy ją polubi, ale nikt nie powie, że jest nudna.

 

Nuty zapachowe: malina, orchidea, biała czekolada, wanilia

Nos: Mathilde Laurent

Rok: 2017

 

Znasz Cartier Baiser Fou? Myślisz, że odnaleźlibyście wspólny język?