Jak pachnie wieczór w Paryżu? Maison Francis Kurkdjian Grand Soir to zapach Miasta Świateł po zmroku. Ciepły, słodkawy, spokojny. Intymny i otulający, ciut nostalgiczny w najprzyjemniejszy możliwy sposób.
Ależ mnie ten zapach zaskoczył! Lubię ambrowe perfumy, ale rzadko się w nich odnajduję, zwykle odbieram je jako przytłaczające. Ale nie te — te mają w sobie wszystko, co najlepsze w ambrze, benzoesie i wanilii, a przy tym są dość lekkie, jasne i niemal świetliste. Czuć, że zainspirowało je Miasto Świateł wieczorową porą, czyli Paryż po zachodzie słońca. Czemu wątpiłam w mistrza Kurkdjiana? Choć do jego kompozycji stworzonych na zlecenie innych marek mam mieszane uczucia (raz podobają mi się bardziej, raz mniej, raz wcale), o tyle jego kompozycje stworzone dla jego własnej marki nieodmiennie mnie urzekają. Zakochałam się już w Aqua Vitae, Aqua Universalis i A la rose, a teraz — w Grand Soir.
Grand Soir znaczy wielki wieczór. Na dźwięk tych słów w wyobraźni od razu widzę obrazek w stylu reklamy telewizyjnej Ferrero Rocher i balu u ambasadora. Wielka feta, poważni panowie w smokingach, poważne panie w złotych sukniach. Obsługa w galowych strojach, serwująca kieliszki szampana i czekoladki w szeleszczących papierkach. Nudne rozmowy, nieszczere uśmiechy, wyuczone gesty. Marmurowe schody, pluszowe kotary w kolorze czerwonego wina. Nie, nie, nie — Grand Soir Kurkdjiana to zupełnie nie ten klimat. Ten wieczór jest wielki, wyjątkowy z zupełnie innego powodu.
Wielki wieczór we dwoje
Maison Francis Kurkdjian Grand Soir to zapach ciepła, pielęgnowanego przez lata przez dwoje kochających się ludzi. Może to zapach piątej czy szóstej wspólnej rocznicy? To małe mieszkanko w paryskiej kamienicy, po zmroku. Urządzone ze smakiem, ale nieidealne. Przez wysokie okna wpada do salonu, łączonego z kuchnią, blask ulicznych świateł. W oddali widać zarys wieży Eiffla. Pod oknem stoi stół, drewniany, stary. Na nim skromny biały obrus, otwarta butelka wina, resztki kolacji na nadgryzionych nieco zębem czasu talerzach. Na kredensie stygną świeżo upieczone brioszki, ich aromat niesie się po całym piętrze. W tle gra muzyka, może Edith Piaf? Ona i on — tańczą, w miękkim świetle paryskich latarni. On założył garnitur, ona suknię z odkrytymi plecami. Wzdłuż linii jej kręgosłupa kołysze się w tańcu cieniutki łańcuszek naszyjnika. On wtula twarz w jej szyję, wdycha ciepło jej skóry zmieszane z kroplą perfum. Rozmawiają szeptem, wspominają, śmieją się cicho. To jest wielki wieczór.
W tych perfumach jest intymność. Miłość, szczęście i spokój. Jakieś poczucie spełnienia. To perfumy prawie jak kocyk. Prawie, bo jest w nich jednak wiele światła i radości życia. Nimi nie owija się, by bezpiecznie zasnąć, ale by jeszcze parę godzin spędzić na nocnych rozmowach — sącząc wino, oglądając stary film, patrząc na migoczące miasto z zaciemnionej kryjówki własnego domu. Tak, z jakiegoś powodu te perfumy kojarzą mi się ze starym kinem, ze starymi piosenkami francuskimi i dźwiękiem akordeonu.
Perfumy puchate jak brioszka
Grand Soir to przede wszystkim ambra i benzoes, ale też sporo fasoli tonka i po trochu wanilii oraz czystka (labdanum). Za sprawą tego ostatniego otwarcie zapachu jest głębokie, odrobinę skórzane i chropowate — nubukowe. Co ciekawe, dość istotnym elementem na tym etapie jest lawendowy niuans. Sporo nosów wyczuje tu ślad olejku lawendowego, mimo że lawenda jako taka nie występuje w nutach. Wkrótce kompozycja się rozjaśnia i nabiera pięknej, miodowej barwy. W sercu króluje żywica benzoesowa o słodkim, waniliowym obliczu. Bób tonka jest tu wielowymiarowy: przede wszystkim migdałowy, ale momentami też sianowaty, niemal ziołowy. W bazie splatają się ze sobą ambra, wanilia i fasolka tonka. Całość pachnie jak świeżo wyjęte z piekarnika drożdżowe ciasto. Puchate, miękkie i pełne bąbelków powietrza. Jak brioszka z kropelką esencji waniliowej, z wierzchu posypana płatkami migdałów.
Muszę wspomnieć, że trwałość Grand Soir jest imponująca — sięga kilkunastu godzin.
Nuty głowy: labdanum
Nuty serca: benzoes
Nuty bazy: wanilia, ambra, bób tonka
Nos: Francis Kurkdjian
Rok: 2016
Brzmi w sam raz na jesień i zimę, prawda?
Dodaj komentarz