Dior Poison Girl

w kategorii

„Nie jestem dziewczyną, jestem trucizną” głosi hasło promujące najnowszy zapach Diora, Poison Girl. W zasadzie mam do niego tylko jedno zastrzeżenie: jest zupełnie na odwrót.

Dziewczyny w tej wariacji na temat klasyka jest wiele, a trucizny nie ma wcale. Dior Poison Girl, najnowsza odsłona Poison, kierowana do młodych kobiet, wzbudziła wiele kontrowersji na długo przed premierą. Kontrowersje to łagodne słowo, może powinnam nazwać rzecz po imieniu i napisać raczej, że wzbudziła otwartą niechęć. Że nazwa infantylna, że różowo, że w kampanii dziewczę jest niechlujne i pali papierosa, no i jeszcze, że ktoś do tego przypiął feminizm.

Dior Poison Girl recenzja
François Demachy chciał przywołać w Poison Girl woń smakołyku z dzieciństwa: różanych płatków w cukrze, słodyczy z kwiatem w centrum.

Z wyżej wymienionych najbardziej drażni mnie to ostatnie, bo mam wrażenie, że spora część współczesnych feministek zapomniała, o co w zasadzie im chodzi i czasem sama ze wstydem mówię o sobie feministka, odczuwając od razu potrzebę uzupełnienia tej informacji o to, że nie taka z TV. Promowanie palenia i wątpliwej higieny osobistej również nie jest szlachetne, ale jakoś rozumiem zamysł takiego pokazania nastoletniego buntu. W końcu sama w okresie tak zwanej adolescencji dałabym się pokroić, byle nie być jak wzorowa w każdym calu Miss Dior. Róż nie przeszkadza mi wcale, a nazwa nawet mi się podoba, bo jest w niej coś zawadiackiego. W końcu kto by się tego girl spodziewał, pośród tych wszystkich miss i innych mademoiselle? Podsumowując: wbrew popularnemu trendowi, miałam nadzieję.

 

Trucizna aspirująca

Nie żałuję, bo lepiej mieć nadzieję niż jej nie mieć, ale jednak — zawiodłam się. Tak naprawdę to nie jest zapach ani brzydki, ani zły. Jest jednak bardzo generyczny, nieciekawy. Ginie w gąszczu podobnych pachnideł, królujących teraz na półkach perfumerii. Ot, kolejna słodka propozycja kierowana do wielbicielek La Vie Est Belle, La Nuit Tresor, Black Opium czy Flowerbomb. Na pewno znajdzie grono fanek, ale raczej nie wśród miłośniczek oryginalnego Poison. Najmłodsza córa klasycznej Trucizny bowiem buntuje się przeciw podobieństwu do swojej onieśmielającej, utrzymującej dystans matki. Nie jest tajemniczą damą z gotyckich powieści, jest dziewczyną z sąsiedztwa z amerykańskich filmów.

Dior Poison Girl recenzja
Poison Girl nie jest tajemniczą damą z gotyckich powieści jak jej matka, jest dziewczyną z sąsiedztwa z amerykańskich filmów.

Z założenia Poison Girl miał być zapachem słodko-gorzkim, kuszącym i uzależniającym. Budują go tylko trzy nuty: gorzka pomarańcza, wenezuelska fasola tonka i róża z Grasse. W krótkim wywiadzie dla Dior Mag, François Demachy przyznał, że główną inspiracją olfaktoryczną do stworzenia tych perfum było wspomnienie smakołyku z dzieciństwa. Chciał przywołać woń różanych płatków w cukrze, słodyczy z kwiatem w centrum. Tym właśnie kwiatowym sercem chciał odróżnić Poison Girl od innych słodkich, gourmandowych perfum dostępnych obecnie na rynku.

 

Inna, a taka sama

Czy rzeczywiście Poison Girl się wyróżnia? Niespecjalnie. Patrząc na listę nut, można byłoby się spodziewać mariażu stulistnej róży i soczystej, wyrazistej pomarańczy w migdałowej, może kremowej otoczce. Ja czuję jednak głównie migdały, głównie słodycz — sok z pomarańczy i płatki róży są do nich dodatkiem. To wciąż deser, tylko zbudowany z trochę innych składników.

Przez pierwsze kilka minut kompozycji róża i pomarańcza łączą się w naprawdę ładny duet. Szybko jednak przygniata je warstwa migdałów, podobnych trochę do tych z nowego Hypnotic Poison. Przypominają migdałowy aromat do ciasta, plastikową skórę lalki Barbie. Przez górę miałkich migdałów brniemy do finału. Tu mamy już miejsce na oddech i trochę równowagi, waniliowo-migdałową masę uzupełnia wilgotnawa róża i drobne cząstki miąższu czerwonej pomarańczy. Zapach zostaje z nami na długo, wyraźnie wyczuwalny.

 

Nuty zapachowe: gorzka pomarańcza, róża z Grasse, wenezuelska fasola tonka 
Nos: François Demachy
Rok: 2016

 

Jako ciekawostkę dodam, że na oficjalnym portalu marki Dior (tutaj) można nałożyć na swoje profilowe zdjęcie na Facebooku specjalny filtr w stylu Poison Girl. Ot, taki marketingowy smaczek.

 


Komentarze

9 odpowiedzi na „Dior Poison Girl”

  1. Samego zapachu jeszcze nie poznałam (najzwyczajniej w świecie boję się tego ;) ) ale Twój wstęp do recenzji przypomniał mi pewną historię. Otóż natknęłam się kiedyś na wywiad z pewną fińską feministką, która za wielki sukces swojego ruchu uznała to, że fińskie kobiety mogą na reszcie, po raz pierwszy w historii Finlandii, na równi z fińskimi mężczyznami… sikać w miejscach publicznych. ;> Poważnie.
    A mnie zatkało. I dalej w tym zatkaniu trwam, mimo upływu lat i własnego niezmiennego feminizmu. ;P
    Z drugiej strony przypominam też sobie historię mojej koleżanki, zaangażowanej działaczki feministycznej, która podczas międzynarodowej konferencji bodaj w Holandii trafiła do grupy warsztatowej z jakimiś drugofalowymi dinozaurami w wieku mamy lub babci tej mojej koleżanki. Panie te oprotestowały O. i stwierdziły, że nie będą z nią pracować, ponieważ ona była modnie ubrana i miała makijaż. :P W końcu trafiła do innej grupy, dinozaurzyce dostały kogoś w swoim stylu i wszystko było okej.
    A morał z tej opowiastki jest taki, że każdy kraj ma taką krowę, która z biegiem lat nie zmienia poglądów, osuwając się tylko w farsę, na jaką sobie zasłużył. :] My wąsatego chama JKM i innych w jego stylu, natomiast szeroko rozumiany Zachód dinozaurzyce, żywcem wyjęte z przełomu lat 60. i 70. XX wieku. ;) Jednych i drugie łączy ślepy fanatyzm, pryncypialność oraz wrażliwość na poziomie chrobotka reniferowego. :P

    1. Przepraszam za błąd w pisowni „nareszcie”. Komentuję z telefonu. :)

    2. Słyszałam o tym fińskim sikaniu na chodnik, ale nie wiedziałam, że to takie ideowe. Ja jednak w tym zakresie pozostanę konserwą, potępiającą publiczne opróżnianie pęcherza (i innych organów także) przez obie płcie.

      Brr.

      1. No właśnie. Brak dobrych manier jako dowód równouprawnienia, borze szumiący! Jednak równać w dół naprawdę jest o wiele łatwiej… Smutne.
        O tym sikaniu też słyszałem wcześniej ale traktowałam je raczej jako przypadek z serii „co kraj, to obyczaj” i jakiś relikt wiejsko-leśnej (ogólnie mówiąc) przeszłości kraju a tymczasem zonk! ;)

  2. Ano właśnie, nie ma tu trucizny ani grama;) Prawdę napisałaś:) I to była też moja pierwsza myśl kiedy testowałam ten zapach. Nic wspólnego z Poisonową rodziną w nim nie odnalazłam…No może te migdały z HP… Szkoda, bo zapach zły nie jest, jednak imię powinien dostać nowe…. ;)

    1. Nie jest gorszy od innych zapachów ze swojej kategorii, to prawda. Jednym może spasować bardziej niż np. Black Opium, innym mniej, ale generalnie ulepione są z jednej przysłowiowej gliny.

      Tak samo jeśli wspomniane wyżej Black Opium nie pojawiłoby się na rynku jako Opium, tylko zupełnie nowy zapach, też inaczej zostałoby odebrane przez fanów klasyka. Tutaj akurat muszę pochwalić Guerlain, które ostatnio zalazło mi za skórę, bo oni swoje słodziaki wypuścili pod osobnym szyldem (LPRN, który mi osobiście nie pasuje przez lukrecję, ale ma wielu fanów i się rozwija). Poison Girl mógłby od biedy być flankerem HP, ale nie Poison…

      1. Nic dodać nic ująć;) Podpisuję się pod tymi słowami.
        PS. A Black Opium mi się podoba w wersji EDT;)

  3. Dalej nie miałam okazji lepiej poznać, ale blotter (który przyniosłam z domu zaraz po premierze zapachu i włożyłam do książki) dalej mocno pachnie. I to mnie jakoś kusi. Rzeczywiście, jest słodki, spodoba się fankom LVEB… Czy jestem skazana na miłość do Poison Girl?
    Nie wiem, ale postaram się temu zapobiec ;)

    1. Trwałość i projekcja ogromna. Nie wiem, czy to będzie miłość, bo jednak jest to pachnidło, które przerabiane ostatnio było dziesiątki razy pod różnymi nazwami… ale nie powinien u Ciebie wzbudzić negatywnych uczuć, bo to taki zapach do lubienia (znaczy się, jak zapomnisz na chwilę o całej jego otoczce).

      Mnie ostatnio tak kusi blotter nowego, różanego Si. Przez dwa dni leżał na krześle obok łóżka i pachniał, pachniał cudnie! Zapowiada się jak coś dla mnie, z taką moją różą, ale powstrzymam się z zakochiwaniem zanim nie przytargam skądś sampla.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *