Chanel 1957 to tegoroczna nowość w kolekcji Les Exclusifs de Chanel i gratka dla miłośników chanelowskiego szyku.
To zapach skonstruowany z oraz wokół akordu białego piżma — delikatny, przejrzysty, chłodny. Ma w sobie dystansującą klasę. Tę samą, którą czuć w Chanel No. 19 Poudre czy nawet w słynnej Piątce, ale podaną w jeszcze subtelniejszej formie. A także w formie mniej kobiecej, bowiem 1957 z łatwością mogą nosić i kobiety, i mężczyźni. Jest neutralny.
Przypomina nagły powiew zimnego powietrza o poranku, kiedy wiatr otwiera szerzej okno, trzepocząc zasłonami. Albo wiosenny spacer w ciut zbyt cienkiej białej koszuli założonej za prędko z tęsknoty za latem, i tę gęsią skórkę na smaganej chłodem skórze. I najdziwniejsze w tym zimnie jest to, że jest ono przyjemne.
Pochwała eskapizmu
Chanel 1957 to kompozycja minimalistyczna i abstrakcyjna, pełna niedopowiedzeń — a może nawet po prostu ciszy, bez ukrytych za nią znaczeń. Ten zapach jest zen, ale nie w sposób typowy: z pędami bambusa na tle ścian z papieru i drewna, pośród jasnego dymu unoszącego się nad czarką zielonej herbaty, przy szumiącym pomiędzy obłymi kamieniami strumieniu. Nie, nie, nie. To zen wielkomiejski: chwila spokoju i ciszy pomiędzy strzelistymi wieżowcami ze stali i szkła, odrobina miękkości wśród żelbetowych konstrukcji, no i luksus — ten ostateczny, oparty na prostocie — w zgiełku pędzącego metra, korków czy ulicznych tłumów.
To taka mała, osobista ucieczka. Ale i oda do Ameryki, a właściwie: do Stanów Zjednoczonych. O tym jednak później…
Piżmowy poemat
Poemat, a może raczej haiku?
O samym zapachu opowiedzieć można krótko: rozpoczyna się świeżym podmuchem aldehydów (o wiele łatwiejszych w odbiorze niż te w No. 5!) skropionych sokiem z bergamoty, po czym przechodzi przez irysowe serce do pudrowej bazy, ozłoconej kroplą miodu. A piżmo? Piżmo jest konsekwentne: od otwarcia po zakończenie pachnącej opowieści snuje się po skórze osoby noszącej 1957-kę. Snuje się bardzo blisko niej, cichutko. To skin scent, który nie odcina się od naturalnego zapachu naszego ciała, lecz się z nim splata.
Olivier Polge — nos stojący za Chanel 1957 — przyznał, że ta kompozycja zależna jest od indywidualnej chemii ciała bardziej niż jakakolwiek inna w kolekcji Les Exclusifs. Możesz liczyć na to, żę zgra się z Tobą… lub nie, ale na nikim innym nie będzie pachnieć tak samo, jak na Tobie. I będzie towarzyszyć bardziej Tobie, niż komukolwiek innemu. To pachnidło trwałe, ale bliskoskórne, niemal intymne. Ja czuję się dobrze w takich perfumach, lecz poszukiwacze intensywniejszych wrażeń mogą być zawiedzeni. Ostrzegam.
Numerologia
Na koniec: ciekawostka, czyli parę słów o tym, skąd wzięła się nazwa tego zapachu. Otóż powody są trzy.
Po pierwsze (i najoczywistsze), 1957 to rok, w którym Coco Chanel została wyróżniona prestiżową nagrodą Najbardziej wpływowego projektanta XX wieku podczas gali Neiman Marcus Fortnight w Dallas. Trudno o lepsze ukoronowanie pracy 71-letniej wówczas i powracającej w wielkim stylu Gabrielle, a także o piękniejsze podsumowanie jej odwzajemnionej miłości do Ameryki. Po drugie, 19 — 19 to dzień urodzin Coco, a dokładniej 19 dzień sierpnia. Po trzecie — 57 to numer ulicy, przy której mieścił się nowojorski butik Chanel. Największy amerykański butik marki.
I choć teraz, po latach, amerykański styl może kojarzyć nam się zgoła inaczej niż z wysmakowaną kompozycją z piżma, pudru i aldehydów — to jest w Chanel 1957 coś z ducha nowego świata. Świata, w którym Gabrielle ze swoim wizjonerstwem, pracowitością i umiłowaniem prostoty musiała czuć się jak w domu.
Nuty zapachowe: akord białego piżma, bergamota, neroli, irys, cedr, miód, nuty pudrowe
Nos: Olivier Polge
Rok: 2019
Znasz zapachy z kolekcji Les Exclusifs de Chanel? Wolisz zapachy tak dyskretne jak 1957, czy raczej intensywne kompozycje w stylu paczulowego Coromandel?
Dodaj komentarz