Wiesz już doskonale, że najbardziej lubię perfumy, które opowiadają historie. A wiesz, że jest marka perfum, która swoje perfumy traktuje jak książki? Imaginary Authors, bo o tej marce mowa, tworzy pachnące opowieści. Każdy ich zapach to narracja.

Nic więc dziwnego, że obserwowałam je ze szczególnym zaciekawieniem jeszcze na długo zanim pojawiły się w Polsce. A pojawiły się niedawno, w krakowskiej (teraz także i katowickiej) perfumerii Lulua. Czym prędzej zamówiłam próbki kilku zapachów, które po opisach zaintrygowały mnie najbardziej, i zabrałam się do testów. Przed Tobą przegląd perfum Imaginary Authors, część I.

przegląd perfum Imaginary Authors, cz. 1

Imaginary Authors to marka, która tworzy pachnące opowieści.

Slow Explosions

„Byłam zagubiona, pozbawiona celu i w depresji. Teraz odczuwam tylko dwie z tych rzeczy”. – Gwen K. Vroomen.

Slow Explosions to historia o kobiecie porzucającej swoje nudne życie i wyruszającej w podróż do Indii, opowieść z gatunku „Może by tak rzucić wszystko…”. Znużona monotonią dnia codziennego, Gwen K. Vroomen wychodzi ze swojej strefy (dys)komfortu i daje porwać się barwom i tajemnicom egzotycznej, odległej krainy. Początek Slow Explosions jest przytłaczający jak życie, którego Gwen ma dosyć. Dominuje w nim mocna, szorstka, chropowata skóra. Towarzyszy jej owocowa woń jabłka — soczyste jest wprawdzie, ale twarde i kwaśne. W sercu króluje róża przyprawiona szafranem. Róża przyjazna, nieco słodka, łatwa do polubienia. Podszyta jeszcze troszkę owocowym aromatem jabłka, na tle skórzanym, ale już nie tak szorstkim jak z początku. W końcowej fazie zapachu jest ciepło, miękko i przytulnie. Benzoes i kaszmeran połączone z delikatną różaną wonią tworzą mieszankę, którą miło jest się otulić.

Nuty zapachowe: szafran, absolut róży, skóra, jabłko, benzoes, kaszmeran, nocny market w Apora

 

Yesterday Haze

„Tak jak zachody słońca, wspomnienia piękniejsze są w mgliste dni”. – Lenora Blumberg

Yesterday Haze to wytrawniejszy brat Roberto Cavalli Just Cavalli Gold for Her. Jest w nich obu atmosfera późnego lata, pylisty aromat orzechów, jakaś nostalgia. Just Cavalli Gold jest jednak o wiele słodszy — jak pianka marshmallow w zestawieniu z pianką ubitą ze zwykłej, schłodzonej śmietany. Może brzmi to jak reklama jogurtu z działu ze zdrową żywnością, ale w Yesterday Haze cukier pochodzi wyłącznie z owoców, konkretnie z owoców figowca. Wyobrażam sobie te perfumy jako deser. Na spodzie słodka, dojrzała figa. Na niej warstwa bitej śmietany. Z wierzchu posypka z gorzkawych orzechów włoskich, posiekanych drobno, ale niedbale. Warstw nie jem osobno, zanurzam łyżkę do dna i nabieram każdej po trochu. Raz wyraźniej czuję jeden składnik, raz inny, jak w smakowym kalejdoskopie. A historia? To opowieść o Lenorze Blumberg — żonie kalifornijskiego farmera, która wyznaje mężowi, że od paru dekad zdradza go z jego pracownikiem.

Nuty zapachowe: figa, irys, bita śmietana, fasola tonka, kora drzew, gorzkie orzechy włoskie i zakurzony sad

 

Memoirs of a Trespasser

„Komu potrzebna miłość, kiedy w szklance wciąż jest koniak?” – Philip Sava

Wbrew pozorom, koniak wcale nie jest głównym tematem tych perfum, a wanilia. Nie krem, nie budyń — wanilia prawdziwa, puchata jak chmurka, miękka jak obłoczek. Pięknie zestawiona jest z mirrą i gwajakowcem, w kompozycję, która jest zarazem ciemna i przytulna, lekka i słodka. No, umiarkowanie słodka. Jak pokój w starodawnym stylu, może domowa biblioteczka, gdzie na parapecie późnym zimowym wieczorem tli się lampka z niemodnym abażurem. Siadasz w miękkim fotelu, owijasz się grubym kocem, zjadasz kruche waniliowe ciastko i zanurzasz się w lekturze, a Twój biały puchaty kociak zasypia Ci na kolanach. I pomyśleć, że te perfumy opowiadają historię samotnego pisarza science-fiction, na którego wizje nabrał się już niejeden czytelnik. Sprawdź Memoirs of a Trespasser, jeśli podoba Ci się Vanille Insensée od Atelier Cologne.

Nuty zapachowe: wanilia z Madagaskaru, drewno gwajakowe, mirra, benzoes, nasiona ambrette, dębowa beczka

przegląd perfum Imaginary Authors, cz. 1

Każdy zapach to nowa historia.

A City on Fire

„Gdy cię ujrzałem, zobaczyłem tylko kłąb dymu w świetle ulicznej latarni. Ulotny, złowieszczy, spektakularny”. – Machus

Miasto w ogniu to historia dwóch match-makerów, w uroczy sposób grająca słowem. Match-maker znaczy bowiem dosłownie wytwórca zapałek, a mniej dosłownie: swat. Rupert trudni się tym pierwszym fachem, Frances tym drugim. Obaj to samotnicy, pod osłoną nocy obserwujący z oddali mroczne tajemnice miasta. Gdy stają się świadkami morderstwa, muszą połączyć siły, by uratować swoje dobre imię. A City on Fire najpierw pachnie jak paląca się zapałka, gdy w tle czuć jeszcze zapach potartego przy rozpalaniu boku pudełka. Czytałam, że niektórym ten wstęp pachnie jak przypalone plastry boczku i muszę przyznać, że to dość dobre określenie. To taka słodka spalenizna. Później — czuję grudniowy miejski smog, szarą warstwę skostniałego niemal dymu. To, co wpada mi do sypialni, kiedy zimą wietrzę przed snem. To interesujące perfumy, ale woni smogu mam już po dziurki w nosie (dosłownie), więc raczej nie zostaniemy przyjaciółmi.

Nuty zapachowe: jałowiec, nard, kardamon, drewno, owoce leśne, labdanum, spalona zapałka

 

Every Storm a Serenade

„Stukam w klawiaturę maszyny do pisania cały dzień, ale litery spływają po stronie jak krople deszczu po szybie. Boję się, że tracę rozum”. – Niels Bjerregaard

Every Storm a Serenade (moja ulubiona nazwa!) opowiada historię pisarki ogarniętej twórczą niemocą za sprawą fascynacji pewnym tajemniczym żeglarzem o imieniu Ulv. Zamiast skupiać się na pisaniu książki, skupia się na pisaniu listów, które nigdy nie zostaną wysłane. Rzecz dzieje się zimą, w Danii. Zimne morze, długie noce przepełnione niespełnionym pożądaniem i tęsknotą, ponury krajobraz i ponury nastrój. Zapach jest chłodny, ciemny, wilgotny. Jak drewno wyrzucone na brzeg w mglisty poranek, słone krople osiadłe na spierzchniętych ustach podczas spaceru plażą w wietrzny, jesienny dzień. Every Storm a Serenade jest malowniczy, melancholijny, morski — ale nie mój, morze jest w nim zbyt dosłowne.

Nuty zapachowe: duński świerk, eukaliptus, wetiweria, calone, ambra i mgiełka znad Morza Bałtyckiego

 

Cape Heartache

„Jeśli szukasz kawałków złamanego serca, rozejrzyj się wśród gałązek i igieł, leżących na leśnej ziemi”. – Philip Sava

Philip Sava, pisarz sportretowany w Memoirs of a Trespasser, wsławił się bodaj najbardziej książką o tytule Cape Heartache. To historia z XIX-wieku, której motywem przewodnim jest porzucenie tego, co znane, i odnalezienie szczęścia w nowym miejscu. Osadzona jest w nadmorskim lesie na północno-wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, na ziemi ofiarowanej osadnikom przez państwo. Jednym z wątków opowieści jest romans głównego bohatera z kobietą, w której żyłach płynie krew Indian z plemienia Nehalem. To jeden z moich ulubionych zapachów Imaginary Authors, ale zostawiłam go na koniec, by stworzyć klamrę pomiędzy nim a Slow Explosions — eksploatują podobne historie. Ten jest drzewny i słodki jak dojrzałe truskawki. Czuję w nim iglasty las i ogródek pod lasem, gdzie rosną nieduże krzaczki tych owoców, ogrodzone rozpadającym się płotem. Jest oryginalny (bo kto by pomyślał, żeby połączyć sosnę z truskawkami i wonią świeżego powietrza?), a przy tym pełen niewymuszonego uroku, sielski i kojący.

Nuty zapachowe: daglezja (jedlica), żywica sosnowa, choina zachodnia, liście wanilii, truskawka, nuty starego lasu, górska mgła

 

Która z historii Imaginary Authors zaciekawiła Cię najbardziej? A może którąś już znasz?